wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział dziewiąty

Powoli zbliżała się do dużych, białych drzwi. Serce tłukło się w jej piersi. Zawsze tak było, kiedy miała wejść do tego budynku. Ta niezmienna reakcja miała swoje miejsce już od czterech lat, każdego dnia. Nie mogła być inna, bo Ludmiła ciągle odczuwała to samo, gdy miała odwiedzić swoją siostrę. To wszystko przez poczucie winy. To ono doprowadzało ją do takiego stanu. W głębi duszy wiedziała, że to wszystko stało się przez nią, że to z jej powodu Sara znajduje się w tym miejscu, to z jej powodu cierpi. Ale nie mogła już cofnąć czasu. Co się stało, to się nie odstanie. Nie miała wyboru – musiała żyć z tym okropnym poczuciem winy już do końca.
Atmosfera panująca w zakładzie psychiatrycznym nie była przyjemna. Po korytarzach chodzili pacjenci. Niektórzy zdawali się być obecni tutaj tylko ciałem, nie duchem. Gdzieś w oddali słychać było krzyki awanturującego się mężczyzny. To było tutaj normalnością, a że tak często spędzała czas w tym miejscu, to już się przyzwyczaiła do trudnych, ciężkich czy dziwnych sytuacji.
- Dzień dobry. – Za swoimi plecami usłyszała głos. – Pani do Sary, tak?
Odwróciła się. Przed sobą zobaczyła wysoką, ciemnowłosą kobietę w białym fartuchu. Uśmiechała się do niej.
- Tak – potwierdziła. – Jest u siebie?
- Oczywiście. – Skinęła głową. – Może pani do niej iść.
Oddaliła się od pielęgniarki w stronę pokoju swojej siostry. Stanęła przed białymi drzwiami, za którymi jak zawsze panowała cisza. Delikatnie nacisnęła klamkę i uchyliła drzwi.
Jej bladoniebieskie oczy dostrzegły drobną dziewczynę skuloną na jednoosobowym łóżku. Kremowa pościel w kompletnym nieładzie zasłaniała jej kolana. Ona sama z pustym wzrokiem wbitym w białą ścianę, zupełnie nie dawała znać, że wie o obecności Ludmiły.
Blondynka podeszła do niej i ukucnęła przy brzegu łóżka, tuż przed swoją siostrą. Tak bardzo chciała, aby ty na nią spojrzała, aby na jej twarzy wykwitł ten uśmiech sprzed czterech lat. Marzyła, aby znów usłyszeć jej śmiech odbijający się echem o ściany całego domu, aby jeszcze raz pokłócić się z nią o jakąś błahostkę. Wiedziała jednak, że być może nigdy nie będzie to możliwe, że nigdy nie wrócą tamte czasy.
- Sara – odezwała się cicho, kładąc rękę na jej dłoni.
Cisza. Nawet nie drgnęła. Od czterech lat, nigdy nie poruszała się, kiedy jej siostra była obok. Kiedy jej nie było – również nie.
Sama nie wiedziała, czego może się spodziewać po zgwałconej dziewczynie. Miała tylko szesnaście lat, gdy to się stało. Była jeszcze młoda, była taka młoda… I wszystko legło w gruzach jednej nocy. Upadła na samo dno przepaści i nie miała już siły się podnieść. Próbowała, Ludmiła wiedziała, że próbowała, ale to było ponad jej siły. Przestała walczyć. Poległa. Wróciła na tarczy.
- Przepraszam – szepnęła kobieta. – Przepraszam za wszystko.
Te same słowa od czterech lat. Powtarzała je codziennie, lecz nigdy nie będzie mogła tego naprawić. Wiedziała, ze to tylko nieistotne zdanie.
Wstała z podłogi i ostatni raz spojrzała na swoją siostrę. Oczy zapiekły ją. Odwróciła się.
Wyszła z pokoju ze świadomością, że jutro znów tu wróci. Że jutro znów będzie przepraszać.

Niekończąca się opowieść, którą słyszysz na faktach,
trzeba zabić skurwysyna to najlepsza jest terapia.
To kilka sekund życia co zmieniają teraz wszystko,
czas leci coraz szybciej wspomnienia i tak przyjdą.
Spotkała ją krzywda, której nie da się naprawić,
Do końca swego życia nie zapomni jego twarzy”
~ Laska – Smutna historia ~

Po mieszkaniu znów rozległ się denerwujący dźwięk dzwonka do telefonu.
Zaklął pod nosem, po czym wziął komórkę do ręki i z niechęcią nacisnął zieloną słuchawkę.
- Czego? – warknął do słuchawki.
- Chciałem ci tylko przypomnieć, że dostałeś tą ostatnią szansę od szefa i masz się dzisiaj zjawić w pracy – Usłyszał głos swojego przyjaciela.
Westchnął głęboko.
- Przecież wiem – mruknął. – Dzwonisz szósty raz, człowieku.
- Bo chcę uniknąć kolejnych litanii, które będę składał u szefa, żeby łaskawie znów przyjął cię do roboty. Nie będę świecić za ciebie oczami.
- Zapamiętałem to z pierwszym razem. Czy ty masz mnie za jakiegoś idiotę?
- Moje słowa nigdy nie oddadzą tego, jak wielkim głąbem jesteś.
- Bardzo śmieszne. Widzimy się o czwartej, cześć.
Rozłączył się.
Uwielbiał tego chłopaka. Był jego najlepszym przyjacielem od wielu lat, jeszcze w tych czasach, kiedy ze swoimi rodzicami tworzył rodzinę, niekonieczne szczęśliwą. Ale Marco nigdy nie zostawił go w potrzebie. To jemu mógł się wygadać, poużalać, a nawet wypłakać. Przy nim nie wstydził się okazywać swoich słabości. Mógł powiedzieć mu wszystko i mieć pewność, że nikt więcej się o tym nie dowie.
Pochodzili z dwóch różnych krajów. Zbliżyła ich przeprowadzka do Argentyny. Kiedy Federico w wieku trzynastu lat przyjechał do niej z Włoch, Marco już rok wcześniej opuścił rodzinny Meksyk.
Poznali się w szkole. Nauczycielka hiszpańskiego kazała im za karę zostać po lekcjach i uporządkować szafki w klasie. Nie przeszkadzało im to, ponieważ to za rozmawianie na zajęciach musieli to robić. Spędzenie więcej czasu razem było dla nich świetnym pomysłem.
Federico pamiętał, jak tego dnia zalał wodą ich ostatnie sprawdziany. Oczywiście nie specjalnie. Pech chciał, że w tym samym momencie do klasy weszła ich nauczycielka.
Dzięki pomysłowości Marco, wszystko uszło im płazem. On zawsze miał nienaganne wymówki, tak było i tym razem.
Odtąd stali się nierozłączni. Wszędzie chodzili razem. „Fede i Marco” – tak o nich mówiono. Zawsze razem, nigdy oddzielnie.
Aż do teraz. Meksykanin widział, doskonale widział zachowanie swojego przyjaciela, ale ni mógł nic zrobić. Nigdy nie odważyłby się zerwać z nim kontaktu dlatego, że jest taki a nie inny. On jako jeden z nielicznych widział co przeżył Federico i dlatego przy nim był.
Potępiał jego postępowanie, bo on sam miał wielki szacunek do kobiet. Ale rozumiał go. Wiedział jak jest mu ciężko, że on jeszcze o tym nie zapomniał i prawdopodobnie nigdy nie zapomni. Chciałby móc wymazać mu z pamięci wszystkie te złe wspomnienia, ale wiedział, że to niemożliwe.
I za to właśnie Federico go kochał. Nigdy nie sądził, że będzie mógł zaufać komuś tak, jak kiedyś ufał swojemu ojcu. Ale kiedy spotkał Marco, wszystko się zmieniło.
Teraz wiedział, że nic nie może zepsuć ich przyjaźni. Jest po prostu za silna.
Marco robił dla niego wszystko – jak idiota za każdym razem błagał swojego szefa, żeby znów przyjął Federa do pracy. Jak debil przekonywał go, że chłopak się poprawi, że będzie już regularnie przychodził do roboty.
Włoch westchnął.
Tak się dla niego stara, a on to po prostu olewa?
Wolnym krokiem podszedł do szafki i wyjął z niej wszystkie papiery z nutami jakie miał. Musiał przecież wybrać coś na zajęcia – uczenie dzieciaków gry na keyboardzie nie jest łatwe.
Ale musiał to zrobić. Może nie tyle dla siebie, co dla swojego przyjaciela.
Marco robił tyle… Federico mógł zrobić choć te jedną, głupią rzecz.

- Ileż mogę cię wołać? – krzyknął z całych sił. – Gardło mi zaraz wysiądzie, zwolnij trochę!
Kilkanaście ludzi odwróciło głowy w jego stronę, ale on się tym nie przejął. Nogi odpadały mu już od biegania, cóż tu dużo mówić – nie był długodystansowcem.
Leon zatrzymał się na moment i odwrócił w jego stronę. Na jego twarzy malowało się zdziwienie.
Maxi podbiegł do niego. Mężczyzna wyjął słuchawki z uszu.
- Wołałeś mnie? – spytał.
Westchnął ze zrezygnowaniem.
- Co najmniej pięćdziesiąt razy odkąd wyszedłeś ze sklepu. Nie zapominajmy też o tym, że prawie wpadłbym pod samochód, kiedy goniłem cię przez pasy, ale ty oczywiście mnie nie usłyszałeś. No i jeszcze dostałem torebką od pewnej starszej pani, na którą wpadłem przez przypadek i rozsypałem jej zakupy. Trochę zajęło mi ich pozbieranie, a później jeszcze zaczepiły mnie dzieciaki ze szkoły w związku z nowym układem. Coś pominąłem? A tak, zaliczyłem glebę, bo nie zauważyłem tego bezdomnego psa rozwalonego na środku chodnika.
Leon podrapał się po głowie. Próbował ukryć uśmiech.
- Wystarczyło mnie dogonić.
- Dogoniłbym cię, gdyby los nie sprzysiągł się przeciwko mnie i pozwolił mi jak cywilizowanemu człowiekowi przejść spokojnie przez kilka ulic Buenos Aires. Z czego się śmiejesz, człowieku? To wcale nie jest zabawne.
W rzeczywistości wcale nie był na niego zły. Ale pożartować chyba zawsze można, prawda? Obaj zawsze mieli bardzo duże poczucie humoru.
- Nie, no co ty – rzekł Leon uśmiechając się. – Pomijając to, że wyglądasz jak idiota, to przecież nic takiego się nie stało, nie?
- Weź mnie chłopie nie osłabiaj – prychnął jego przyjaciel. – I tak wyglądam lepiej od ciebie.
Ze swoją nierozłączną czapką na głowie rzeczywiście był bardzo przystojny. Miał swój styl, inny od reszty chłopaków, mężczyzn. Nie lubił chodzić elegancko ubranym, wolał swoje sportowe dresy i bluzy. Poza tym, w jego zawodzie najważniejsza była wygoda.
Leon zaś ubóstwiał swoje koszule w kratkę i ciemne jeansy. Był samotnym ojcem, miał córkę na utrzymaniu i musiał wyglądać poważnie. Wiedział, że w takim stroju zyska więcej w oczach ludzi, z którymi kontakt ma Dolores, a właśnie na tym mu zależało – żeby dziewczynka nigdy nie wstydziła się swojego ojca. W końcu ma tylko jego.
- Camili z tobą nie ma?
- Nie, poszła na uczelnię. Dzisiaj ma nocne zajęcia, mam po nią podjechać rano. I oczywiście od razu zawieść ją na tor. Nie rozumiem, jak można po dziesięciu godzinach wkuwania jeździć na motorze, bez żadnego odpoczynku. Przecież ona się kiedyś wykończy.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Ona? – powiedział. – Gdyby miała się wykończyć, to zrobiłaby to już dawno temu. Prędzej zaliczy wtopę na torze, niż się podda.
- Nawet tak nie myśl, Leoncio. – Maxi podniósł palec w ostrzegawczym geście. – Jeszcze wykrakasz, i co?
Jego przyjaciel położył mu rękę na ramieniu.
- Camila jeździ dziesięć lat, a jakoś jeszcze nigdy nie miała żadnego poważnego wypadku – rzekł. – A to, że ja powiem jakąś głupotę, to nic nie zmieni.
- Ale i tak nie mów. Przezorny zawsze ubezpieczony.
- Okey, już będę cicho – zaśmiał się. – Szukałeś mnie po coś konkretnego?
Maximiliano otworzył dłoń i uderzył się nią z całej siły w czoło.
- Musisz mi pomóc. – Chwycił go za ramię i pociągnął za sobą. – Nie ogarnę sam tego układu, idziesz ze mną.
Leon ledwo utrzymał równowagę, kiedy jego przyjaciel biegł przed siebie nie zważając na ludzi wokół.
- Maxi, muszę odebrać Dolores, obiecałem…
- Twoja sąsiadka ją lubi, odbierzesz ją za godzinę. – Chłopak machnął ręką. – Przeżyjesz.
Westchnął głęboko.
- Za jakie grzechy…
Nie dostał jednak odpowiedzi, ponieważ kilka sekund później leżał płasko na środku chodnika.
- Wstawaj pokrako, nie ma czasu!
Podniósł się powoli na nogi. Nie zważając na rozbawione spojrzenia przechodniów ruszył za swoim przyjacielem, który był już kilkanaście minut dalej.
On również nie był długodystansowcem.


Więc pojawia się rozdział dziewiąty :) Jak wam się podoba? Ja osobiście uważam, że na całej linii spierniczyłam wątek Federico -.- Ale nie gadajmy o tym :D
Pod ostatnim rozdziałem było taaaaak dużo komentarzy! Wiecie jak się cieszyłam? Nie wiecie! Jesteście wspaniali, dziękuję <33333
A teraz poproszę o... 19 komentarzy :) Teraz to już na bank dacie radę :D
To co? Życzę wam przyjemnego czytania, i wgl :D

Kocham was <33333

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział ósmy

Siedział na ławce w parku. Zamknął oczy i zaczął rozmyślać o swoim życiu. Lecz jakie tematy do rozmyślań może mieć chłopak typu bad boy? No właśnie. On też nie wiedział. Ogólnie rzecz biorąc, nie lubił myśleć o sobie. Wiedział, że był nieziemsko przystojny, że każda dziewczyna po prostu marzyła aby się z nim umówić, że jego uśmiech mówił sam za siebie, że był niesamowity w łóżku, ale… Ale to tylko tyle. Nie mógł się pochwalić niczym szczególnym. No, chyba, że zaliczenie trzech dziewczyn jednej nocy to jakiś wyczyn. Nie, bynajmniej nie dla niego. On robił to tylko po to, żeby zapomnieć o bólu, jaki zadała mu jego własna matka. Federico wiedział, że gdyby nie ona, byłby zupełnie inny. No cóż, czasu nie cofnie. Przez resztę życia będzie musiał żyć ze wspomnieniami z dzieciństwa, tak realistycznymi, że czasami można mieć dość. 
On wiele razy myślał o tym, co by było, gdyby jego matka była po prostu… matką. Ale taką prawdziwą, nie alkoholiczką spędzającą całe dnie pod sklepem monopolowym, żebrzącą grosze od ludzi przechodzących obok. Przecież on nigdy nie zrobił nic złego, więc czym zasłużył sobie na taką matkę? Znał dużo o wiele gorszych ludzi, którzy jakoś mieli szczęśliwe rodziny, którym się powodziło. Nadal pamiętał tych szkolnych chuliganów malujących graffiti na ścianach szkoły, czy wrzucających plecaki innych uczniów do muszli.
Nie twierdził, że sam był święty, ale na pewno nie był aż tak niemożliwy jak oni. Wiadomo – sprawiał jakieś problemy, ale to zupełnie jak każdy nastolatek w jego wieku. Gdyby dokładniej pomyśleć, to jego największym przewinieniem było rozwalenie lampy na korytarzu w szkole, czy zwyzywanie kolegi. Ale to przecież nic w porównaniu z innymi rzeczami, których on na szczęście nie robił.
Jego wzrok powędrował gdzieś w bok. Na środku chodnika dostrzegł czarnowłosą kobietę zbierającą jakieś papiery z ziemi.
No tak… Oczywiście. Przecież od dawna wiedział, że płeć piękna jest niezdarna. Nie zamierzał jej pomagać, bo po co? Przecież on nigdy nie pomagał, nigdy nie szanował.
Jednak jego tok myślenia gwałtownie się zmienił, gdy usłyszał jak kobieta mówi coś sama do siebie z w jego ojczystym języku. Czyli Włoszka – przemknęło mu przez myśl. To zupełnie zmienia postać rzeczy.
Podniósł się z ławki i ruszył w jej kierunku.
Kiedy kucnął obok niej i zaczął zbierać jej kartki z ziemi, ona gwałtowanie się wyprostowała i cofnęła kilka kroków.
Zdziwił się. Skończył i również stanął na nogi. Wyciągnął plik papierów w jej stronę. 
- Dziękuję – mruknęła pod nosem ostrożnie przejmując od niego swoją własność
Uśmiechnął się uwodząco.
- Dobrze jest spotkać swojego w obcym kraju – powiedział. – Jesteś Włoszką, tak?
- Tak… - potwierdziła niepewnie. – A ty Włochem? Świetnie się składa, ale ja już muszę iść. Jeszcze raz dziękuję i… Do widzenia.
Ruszyła w swoją stronę. Odwróciła się jednak na dźwięk jego głosu.
- A wiesz, że ja bardzo lubię rodowe Włoszki?
Spojrzała na niego niepewnie, i może trochę ze strachem.
- Tu non sei bravo a raccogliere – odparła.
Patrzył przez chwilę jak odchodzi.
- Nie jestem dobry w podrywaniu? – odezwał się sam do siebie, trochę ze zdziwieniem, powtarzając jej słowa. – A co ona może wiedzieć?
Prychnął.
Była ładna, ale nie w jego w typie. Wolał inne. Poza tym pochodziła z jego kraju, a on chcąc nie chcąc miał jakiś sentyment do Włoch, dlatego nie chciał sprawiać przykrości czy bólu swoim siostrom. Bo przecież Włoszki to siostry, tak jak Włosi to bracia. Wiedział to od dziecka. Tak w końcu powtarzał mu jego ojciec.

Lasciatemi cantare
con la chitarra in mano
lasciatemi cantare...
sono un italiano!

Lasciatemi cantare
con la chitarra in mano,
lasciatemi cantare
una canzone piano, piano.
Lasciatemi cantare,
perché ne sono fiero:
sono un italiano,
un italiano vero.”
Toto Cutugno - L'italiano ~

 Czarnowłosa dziewczyna spacerowała po pogodnym Buenos Aires z ciekawością rozglądając się wokół siebie. Uśmiechała się do każdego przechodnia i witała ze wszystkimi znajomymi, których spotkała na swojej drodze. Była taka szczęśliwa…
Stop. To nie o tej dziewczynie mowa. Bowiem kilkanaście metrów za nią szła zupełnie inna. Obie nie miały ze sobą nic wspólnego. Znajdowały się po prostu w tym samym miejscu, w tym samym czasie. Patrząc na nie, można było bez problemu zobaczyć jak bardzo się różnią.
Ta pierwsza była radosna, pełna życia i energii, która rozpierała ją na wszystkie strony, Widać było, jak wszystko układa się po jej myśli, a nawet jeśli tak nie jest, to wiadome było, ze potrafi zawalczyć o swoje i poradzić sobie nawet w tak beznadziejnej sytuacji, w jakiej często wszyscy się znajdujemy.
Natalia to zupełne przeciwieństwo. Zgarbiona wpatrywała się w swoje szare adidasy. Czarne włosy zupełnie zakryły jej twarz, także ona sama nie patrzyła na ludzi, których mijała. Sama nie wiedziała dokąd zmierza, jednak wcale jej to nie przeszkadzało.
Jej życie było jak dla niej jednym wielkim błędem. Błędem było każde słowo wypowiedziane przez nią, każdy gest, który wykonała. Błędem była ona.
Od najmłodszych lat wiedziała, że niczego w życiu nie osiągnie. Żyła w ciągłym cieniu swojej siostry, która we wszystkim była lepsza od niej. Nikt nigdy nie dostrzegał Natalii.
Wciąż pamiętała jak szła przez szkolne korytarze, a wokół słyszała rozmowy; „Kto to jest? – „To siostra Violetty” – „To Violetta ma siostrę? Nie wiedziałam.” – „Ja też się niedawno dowiedziałam”.
To bolało. Bolało tak bardzo, że czasami myślała iż nie wytrzyma już tego bólu. To przykro być niezauważanym. A czas nie leczy ran. On po prostu przyzwyczaja do bólu.
„Nie martw się, niedługo zapomnisz”. To błędne stwierdzenie. Czasami po prostu nie można zapomnieć o czymś co ciągło się przez lata.
Dużo razy miała uczucie, że dla swoich rodziców jest nikim. Oni uznawali tylko Violettę. Ciągle było tylko: „Violetta musi poćwiczyć piosenkę, bądź cicho” albo „Violetta zajęła pierwsze miejsce w konkursie, pogratuluj jej. Ty nigdy nie będziesz miała szans na takie wyróżnienie”.
Ich słowa mówiły same za siebie. Jest nieudacznikiem. Nie kochają jej. Nie kochali, nie kochają i nigdy nie pokochają.
Jednak Natalia ich kochała, byli w końcu jej rodzicami. Dzięki niej jest na tym świecie, dzięki nim żyje. To oni ją wychowali. I choć ona sama nie jest zadowolona z tego życia, to musi je zaakceptować – innego wyjścia nie ma.
Chciała… prawdziwej miłości. Pragnęła, by ktoś pokochał ją naprawdę. Tak pierwszy raz w jej nędznym życiu. Żeby poczuła, że komuś na niej zależy. I że jest coś warta.
  
 - Nie obijać się dzieciaki! – zawołał chodząc między swoimi uczniami. – Raz, dwa, trzy, raz! Równo! Esme, nie ta noga! Pablo, zwolnij trochę! Nie, Sara! Stop! Zatrzymajcie się.
Przestali tańczyć. Chłopak podszedł do wieży i wyłączył muzykę, a potem spojrzał na swoich uczniów.
- Co się z wami dzieje? – spytał. – Możecie wziąć się do roboty? To w końcu zajęcia taneczne, myślałem, że zdajecie sobie z tego sprawę.
Młodzież stanęła w najprzeróżniejszych pozycjach. Jeden założył ręce na piersi, drugi podparł się pod boki, a trzeci przeniósł cały ciężar ciała na jedną z nóg.
- Przychodzicie tu z własnej woli, nikt was do tego nie zmusza – ciągnął. – Moglibyście się choć trochę przyłożyć do tego co robicie. Płacą mi za to, żebym was czegoś nauczył, ale najpierw wy musicie wyrazić jakieś chęci.
Dziewczyny i chłopcy stojący w sali odburknęli coś pod nosem nawet nie patrząc na swojego nauczyciela. Prawda była taka, że dzisiaj zupełnie nie mieli ochoty na taniec. Sami nie wiedzieli dlaczego. Może to wina tego, że tego dnia w szkole roiło się od wrzeszczących dzieciaków ze partnerskiej szkoły muzycznej w ich mieście, które przyszyły na dzień otwarty. Poza tym od kilku dni trwały przesłuchania do owej szkoły tanecznej, dlatego na każdym kroku trzeba było uważać na powtarzających jak najbardziej skomplikowane kroki kandydatów.
- Na dzisiaj to koniec zajęć – ogłosił Maximiliano. – I tak niczego się nie nauczycie. Jutro będziemy kontynuować. Jeśli ktoś uzna, że jutro również nie będzie miał ochoty tańczyć, to może w ogóle nie przychodzić do szkoły. Szkoda tylko jego cennego czasu. Do widzenia.
Uczniowie opuścili pomieszczenie.
Usiadł zrezygnowany na jednym z głośników. Wziął do ręki butelkę z wodą mineralną stojącą na stoliku i upił z niej łyka.
Wśród uczniów był autorytetem. Świetnie tańczył i potrafił uczyć tego innych. Dzieciaki go lubiły, bo umiał z nimi nie tylko ćwiczyć, ale i rozmawiać. W środku przecież i tak był jeszcze nastolatkiem, dlatego rozumiał swoich podopiecznych.
Ale był również bezwzględny. Na jego zajęciach panowała dyscyplina i wszyscy doskonale o tym wiedzieli. Zawsze bardzo się starali, aby móc zyskać w jego oczach. A było to trudne, ponieważ Maxi naprawdę wiele wymagał.
Pamiętał swojego pierwszego nauczyciela tańca. On również był wymagający i może to właśnie od niego mężczyzna się tego nauczył.
Lubił po lekcjach zostawać ze swoimi uczniami w sali baletowej i po prostu rozmawiać. Wtedy stawał się zupełnie inny, już nie taki ostry. Utożsamiał się z młodzieżą, a oni to naprawdę doceniali.
Jednak dla Maxiego nie było nic ważniejszego od Camili. Jego przyjaciółka stała na pierwszym miejscu. I nikt ani nic nie mógł tego zmienić. 



        Tak oto prezentuje się ósemeczka. Jak wam się podoba? Bo mi nawet, nawet :D

        Macie Federcio z Francescą, Natalię i Maxiego, groźnego nauczyciela xD
        Nie rozpisuję się, bo jestem u Weronisi i musimy się pilnie uczyć :D Nie no, żartuję, będziemy obgadywać Violettę i czytać życiorysy Facudna i Jorga xD
       Cieszę się z tylu komentarzy pod ostatnim postem, mam nadzieję,  że pod tym będzie ich równie dużo :) Dacie radę 17 komów? Dacie, wierzę w to :)
         Zostaje mi tylko napisać wam, że was kocham i wasze blogi nadrobię jak tylko odzyskam swój laptop :) Kto nie wie o czym mowa, tego zapraszam na mojego drugiego bloga, tam dowiecie się wszystkiego z ostatniego posta xD

 
     ¡Hola!

sobota, 5 kwietnia 2014

Głupia kropka, przecinek.

   Walnę na sam początek - zauważyłam, że mało kto czyta tego bloga, a może lepiej - czyta, ale nie komentuje.
   Wiecie to naprawdę przykre, że ktoś się stara, a nagle może sobie pomyśleć, że może nie ma dla kogo się starać.
   Jest parę osób, które czytają, które są przy każdym rozdziale. Bardzo wam dziękuję, jestem wdzięczna, że znajdujecie kilka minut, żeby przeczytać i skomentować. Bardzo was kocham <3
   Nie rozumiem jednego - obserwatorów jest aż 42, a komentarzy o wiele mniej. Kilka razy dziennie zaglądam tutaj z nadzieją, że przybył choć jeden komentarz, ale zazwyczaj widzę tą samą liczbę pod postem.
   Postawiłam małe ultimatum - 15 komentarzy i kolejny rozdział, ale nawet to nie pomaga.
   Nie chcę, żebyście pomyśleli, że mam jakieś wygórowane wymagania. Ale ja naprawdę kocham to co robię, kocham mojego bloga, kocham blogsferę i kocham was wszystkich.
   Jednak jeśli będzie tak dalej, to będę musiała go zawiesić. Może i w tym momencie jestem samolubna, ale zrozumcie mnie - prowadzenie dwóch blogów nie jest wcale łatwe, w końcu mam też swoje życie, a to, że mało osób komentuje, wcale mi nie pomaga.
   Jeśli ktoś to czyta, to niech skomentuje. Niech zostawi pod tym postem głupią kropkę, przecinek, cokolwiek, ale niech da znać, że jest i czyta.
   Może wtedy będę wiedzieć, czy jest sens dalej pisać to opowiadanie. Sprawia mi to przyjemność, ale uwierzcie - nic na siłę.
 
   Alexandra Comello.