Weszła
do domu. Już w wiatrołapie dało się słyszeć dudniący na cały
regulator telewizor. Zacisnęła zęby, nie chciała się znowu
kłócić z siostrą. Ściągnęła buty i rzuciła je w kąt.
Ruszyła do salonu.
Natalia
siedziała w fotelu naprzeciw telewizora, opierała głowę na ręce
i skakała chyba po wszystkich możliwych kanałach. Na widok swojej
siostry podniosła się i już chciała wyjść z salonu, ale
Violetta chwyciła ją za ramię. - Zaczekaj moment.
-
Co chcesz? - mruknęła.
Nie
skomentowała tego. Wyciągnęła z torebki średniego rozmiaru rzecz
zapakowaną w papier prezentowy w szkocką kratę. Specjalnie
poprosiła w sklepie o taki wzór, wiedziała, że jej siostra go
uwielbia.
-
To dla ciebie - powiedziała podając jej prezent.
Natalia
zmarszczyła czoło. - Z jakiej niby okazji?
-
Z okazji urodzin - odparła. - Chyba zawsze chciałaś przeczytać tą
książkę.
-
Coś ci się pomyliło, ja mam urodziny 20 kwietnia.
-
Dzisiaj jest 20 kwietnia, Natalia - rzekła. - To dla ciebie -
powtórzyła.
Dziewczyna
spojrzała na nią uważnie, po czym wzięła od niej prezent.
Rozpakowała go ostrożnie i wyjęła ze środka książkę o tytule
„Trzy metry nad niebem”. To prawda, zawsze chciała ją
przeczytac, ale jakos nigdy nie było do tego okazji. Nie spodziewała
się jednak, że dostanie ją od Violetty. Nie spodziewała się
również, że jej siostra będzie pamiętała o jej urodzinach.
Nie
lubiła obchodzić urodzin. To był dostateczny dowód na to, że
czas płynie, ona się starzeje, a nic nie zmienia się na dobre.
Wszystko od kilku lat wygląda tak samo; ponura, szara rzeczywistość,
którą musiała znosić już dokładnie dwadzieścia trzy lata.
-
Em... tak, chciałam ją przeczytać - odpowiedziała po momencie. -
I... dziękuję. Że pamiętałaś, i w ogóle.
Violetta
uśmiechnęła się. - Naty, tak pomyślałam... może wyjdziemy
wieczorem razem do kina, co?
Wahała
się przez moment. Szczerze nie chciało jej się wychodzić z domu,
wolała posiedzieć na kanapie i pooglądać jakieś łzawe
telenowele. Ale... Violka się postarała, więc mimo wszystko,
powinna się zgodzić.
-
Dobry pomysł - odparła. - O której?
-
Sprawdź co grają i wybierz coś, mi obojętnie - uśmiechnęła
się.
Odwzajemniła
uśmiech.
Tak
naprawdę, sama nie wiedziała, dlaczego taka jest. Matka całe życie
powtarzała jej, że nie zachowuje się jak dziewczynka, że
dziewczynka powinna być delikatna, nie powinna tak warczeć, powinna
chodzić w spódniczkach i sukienkach, a nie w spodniach, które
przecież są dla chłopców. Cóż, Natalii wcale nie podobało się
to „bycie dziewczynką”, poza tym... Violetta świetnie to za nia
nadrabiała. Do trzynastego roku życia chyba ani razu nie widziała
jej w spodniach, dopiero później zaczęła częściej je zakładać.
Ech, no i zawsze była Viola, Violcia, Violunia, taka idealna,
dziewczęca, tak pięknie śpiewała, ruszała się, tańczyła,
grała na tym pianinie... nikt nie wiedział, że Natalia również
bardzo dobrze potrafiła tą sztukę; zawsze kiedy zostawała sama w
domu - a zdarzało się to dosyć często - dochodziła do pianina.
Uczyła się sama, od podstaw, i podczas gdy Violettę nauczał
prywatny nauczyciel, który przychodził do ich domu dwa razy w
tygodniu, ona samodzielnie poznawała nuty, pauzy, i wszystko inne.
Nikt
nigdy się o tym nie dowiedział.
Ale
to nie było tak, że nienawidziła Violetty. Gdzieś tam w głębi
serca ją kochała, była w końcu jej siostrą. Tylko po prostu nie
potrafiła pokazać tej miłości, bo zagłuszały ją inne uczucia;
ból i żal o to, że nie pomogła jej wtedy, kiedy najbardziej tego
potrzebowała. Że nic nie widziała.
Chodził
nerwowo od ściany do ściany, zaciskając ręce w pięści i
próbując utrzymać powieki w górze. Był środek nocy, czego można
się było spodziewać. Już zadzwonił do Leona, wiedział, że
byłby niesamowicie wściekły, gdyby go nie poinformował o tym co
się stało. Już sobie wyobrażał, jak biegnie do domu obok, budzi
sąsiadkę i błaga tą starszą panią, by popilnowała jego córki.
No, ale czego się nie robi dla przyjaciółki.
Nie
wiedział co dzieje się za drzwiami sali, nikt nie chciał mu nic
powiedzieć. Pielęgniarki latały w tę i z powrotem, nosiły jakieś
pudełka, jakieś stojaki i urządzenia, których nie znał zupełnie.
Dopiero
po jakiejś pół godzinie z sali wyszedł lekarz. Podszedł do
niego.
-
Proszę się o nic nie martwić, opanowaliśmy sytuację - uspokoił
go.
-
Opanowaliście sytuację? - powtórzył. - A co się z nią stało?
-
Gorączka przekroczyła czterdzieści stopni, ciśnienie również
wzrosło, sytuacja nie była za ciekawa. Na szczęście wszystko
poszło dobrze. Zbijamy gorączkę.
-
Co się z nią dzieje? Mogę do niej wejść?
-
Pacjentka dostała leki usypiające, jednak jeszcze nie zaczęły one
działać. Może pan do niej wejść, jednak tylko na chwilę.
Uprzedzam, i tak pana nie pozna, trochę nam majaczy. Do zobaczenia.
Później
odszedł, zostawiając go samego. Nacisnął klamkę i wszedł do
środka. Od razu zauważył Camilę leżącą na ostatnim łóżku,
zaraz obok okna. Pozostałe dwa zajęte były przez kobiety mniej
więcej w tym samym wieku co ona. Przy łóżku jego przyjaciółki
krzątała się pielęgniarka, chyba podłączała jakieś kroplówki.
Podszedł
bliżej. Kobieta kiwnęła do niego głową i wskazała na krzesło.
Usiadł i spojrzał na Camilę; wyglądała strasznie. Jej twarz była
blada jak nigdy wcześniej, oczy lekko otwarte, a usta rozchylone. Z
czoła lał się pot.
-
Czy może pani wyłączyć tę muzykę...? - spytała słabym głosem.
Pielęgniarka
spojrzała na nią z czułością. - Oczywiście, już wyłączam.
Niech pani odpoczywa.
Chwycił
ją za rękę. Chciał, aby na niego spojrzała, jednak ona wcale nie
zwracała na niego uwagi. Wpatrywała się tylko przed siebie,
mamrocząc pod nosem niezrozumiałe słowa.
Nigdy
się tak o nią nie bał. Zawsze była twardą dziewczyną, rzadko
chorowała, a nawet jeśli, to były to zwykłe przeziębienia,
katar, kaszel. Niczym nie równało się to z tą dzisiejszą
sytuacją.
Po
około piętnastu minutach jej głos zaczął cichnąć, oczy powoli
się zamykały, jej oddech uspokajał. Chwilę później zasnęła
zupełnie. Odpłynęła do krainy, gdzie każdy może być
szczęśliwy.
Pocałował
ją w dłoń, wstał i opuścił pokój, zamykając za sobą drzwi.
Ledwo przekroczył jego próg, przy nim znalazł się już Leon.
-
Co się stało? Co z Camilą? - zasypał go pytaniami.
-
Już w porządku - odpowiedział rozcierając oczy. - Teraz śpi. Nic
jej nie będzie.
Spojrzał
na niego uważnie, jakby chciał z jego twarzy odczytać, czy mówi
prawdę.
-
Jedziesz do domu? - zapytał po chwili.
Skinął
głową. - Przyjadę rano. Ty też jedź. Będę tutaj o koło ósmej,
gdyby coś. Na razie.
Później
odszedł. Szybkim krokiem wyszedł ze szpitala i wsiadł do
samochodu, który wcześniej zostawił otwarty.
Jeszcze
jadąc modlił się, by nic się jej nie stało. Nie wybaczyłby
sobie tego.
Była
w końcu jego królewną.
-
Oczywiście, wszystkie nieszczęścia to muszą być skierowane na
mnie - mruknęła grzebiąc w papierach i co chwila poprawiając
błędy. - Człowiek się stara i chce dobrze, ale złośliwość
sprzętów martwych oczywiście... brak słów. Niech sobie ten
idiota sam poprawi te papiery. Kiedyś mu coś powiem, nie pozbiera
się...
-
Słyszę, ze dobrego humoru to ty dzisiaj nie masz. - Drzwi się
otworzyły, a do środka weszła blondynka. - Zrobiłam ci kawę. -
Postawiła przed nią kubek. - Coś nie tak?
-
Wszystko jest nie tak, Ludmiła - mruknęła dziewczyna. - Ty już
skończyłaś?
Usiadła
na krześle obok niej. - Wszyscy już skończyli. Każą już
wychodzić.
-
Nie wiem jakim sposobem mam stąd wyjść, skoro to archiwum muszę -
podkreśliła - na jutro skończyć i punkt ósma położyć szefowi
przed nosem, a akurat wczoraj mój średniowieczny laptop się
zepsuł, no a tego stacjonarnego przecież sobie do domu nie wezmę,
nie? Tak więc, jak możesz, przejdź się do dyrekcji i poproś ich
w moim imieniu, z całego serca... a nie, w sumie to im każ wymyślić
coś, żebym tutaj została jeszcze przynajmniej ze trzy godziny,
góra pięć.
-
Francesca, chyba jesteś niemądra, jeśli myślisz, że kolejny raz
ktoś zostanie dla ciebie po godzinach.
-
No to co ja mam zrobić? - westchnęła Włoszka. - Ludmiła, muszę
to skończyć, po prostu muszę, nie wiem czy to rozumiesz. Szef mnie
zabije, jak jutro tego nie dostanie, nie mogę sobie tego olać. I
jego nie obchodzi, czy mój laptop działa czy nie; on ma to mieć i
koniec kropka, sama powinnaś o tym wiedzieć.
Blondynka
przygryzła dolną wargę i zmrużyła oczy patrząc na swoją
koleżankę. Chwilę trwało, zanim odpowiedziała.
-
Zbieraj się, zrobisz to u mnie. - Podniosła się z krzesła.
Spojrzała
na nią zdziwiona. - Że co?
-
Przecież wyraźnie mówię. Składaj te wszystkie rzeczy, kartki,
pendrivy czy co tam musisz wziąć i jedziemy do mnie. Zostaniesz u
mnie na noc, mam duże mieszkanie. No i mam komputer.
Cauviglia
patrzyła przez moment na nią bez słowa. Otworzyła usta, jednak
nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
-
Naprawdę? - wykrztusiła w końcu. - Jezu... nie, Ludmiła... Boże,
dziękuję! - Wstała i rzuciła się jej na szyję. - Jesteś moim
aniołem, dziękuję! Ja nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
-
Możesz mi oddać swoją kawę.
-
Jasne, bierz! - Chwyciła kubek i podała jej go. - A jutro zrobię
ci jeszcze jedną kawę. Kupię twoje ulubione ciasto! Murzynek, tak?
Wiesz, zrobiłabym sama, no ale nie mam kiedy... wiem! W niedzielę
przyjdziesz do mnie, i wtedy ci go upiekę. Przepis mam jeszcze z
Włoch, ciotka mi dała - urwała. Podrapała się po głowie. -
Chwila. - Jej zapał zgasł. - Pozbieram rzeczy.
-
Będę czekać koło samochodu. - Ludmiła udała, że nie zauważyła
jej gwałtownej zmiany.
Wiedziała
- zresztą, chyba nie tylko ona - że Francesca jest dziwna. Ludzie w
firmie za jej plecami obgadywali ją, wymyślali niestworzone rzeczy,
a sama Francesca zdawała się o wszystkim wiedzieć, nigdy jednak
się nie odezwała. Czasami jednak słysząc brednie na swój temat
rzuciła pogardliwe spojrzenie w stronę współpracowników.
Ludmiła
zauważyła jej... zupełnie inne zachowanie w stosunku do mężczyzn.
Czasami, kiedy któryś z nich niespodziewanie dotknął jej ramienia
lub choćby się do niej odezwał, potrafiła odejść, nie
obdarzając go ani jednym spojrzeniem. To było co najmniej dziwne.
Dziewczyna
chciała się dowiedzieć, co za tym wszystkim się kryje. Nikt w
końcu nie zachowywał się tak bez powodu.
-
Możemy jechać. - Cauviglia wsiadła do samochodu. - Mam jakiś
ograniczony czas?
-
Siedź ile chcesz. Ale ja pójdę spać, bo padam z nóg, szef
wariował, sama wiesz.
-
Wiem. Za dobrze.
Zapraszam do czytania, mam nadzieję, że się spodoba, kocham <3