BLOG ISTNIAŁ DOKŁADNIE 1 ROK I 1 MIESIĄC.
Tak
naprawdę opowiadanie, które tutaj opublikowałam to zaledwie połowa
tego, co zamierzałam. Już go nie dokończę, ale nie chcę
zostawiać was z jedną wielką niewiadomą. Jeśli kogoś cokolwiek
ciekawi, to mam nadzieję, że ten epilog zaspokoi jego ciekawość.
Miłego czytania i BARDZO PROSZĘ O TEN OSTATNI KOMENTARZ. Kocham was
<3
EPILOG
Kiedyś
- nie znali się. Dziś tłoczyli się wszyscy w jednym kościele;
byli świadkami ślubu dwoja z nich. Długą nawą do ołtarza szedł
mężczyzna - wysoki i czarnoskóry, nie tutejszy, Brazylijczyk.
Dziewczyna, niższa, z włosami mniej więcej do pasa, wpadającymi
pod kolor rudy, uczepiona jego ramienia, kulała - jeszcze nie
nauczyła się do końca funkcjonować z protezą, którą założyli
jej niedługo po aputacji prawej nogi będącej wynikiem jej wypadku
na motocyklu.
Kiedy
składali przysięgę, puste słowa, zamieniły się w prawdę, a w
ich oczach widać było bezgraniczną miłość i zaufanie. Nawzajem
zmienili swoje życie - on znalazł w końcu swoją miłość, teraz
wiedział, że nie jest już sam tylko ze swoim aparatem, ale ma ją.
Ona wiedziała, że ją kocha, pomimo jej kalectwa, pomimo jej wad i
pomimo rzeczy, których ona sama w sobie nie akceptowała.
Byli
razem, a wraz z nimi ich miłość, którą tego dnia chcieli
przypieczętować, a która z każdym dniem rosła i rosła i zdawać
by się mogło, że kiedyś urośnie do rozmiarów niemożliwych. A
wtedy będzie musiała pozostać już na zawsze.
Czuła
się lepiej. Powiedziała tej idealnej Violetcie za co tak bardzo ją
nienawidzi. Lepiej, wykrzyczała jej to prosto w twarz,
zapowiedziała, że będzie cierpieć tak, jak sama cierpiała przez
całe życie. Gdyby nie interwencja Maxiego, jej chłopaka, który
odciągnął ją w samą porę, mogłaby zrobić coś gorszego, czego
mogłaby później żałować. Na razie nie żałowała. Ba, była
nawet zadowolona. Jakby ktoś zdjął z niej ciężar, który nosiła
na ramionach od dziecka.
Teraz
długo już nie widziała się ze swoją siostrą. Nie miała na to
ochoty. Przez nią to wszystko. Przez to, że była tak idealna,
wspaniała i nieskazitelna, a jej nikt nie zauważał, a jeśli już,
to tylko jako tą gorszą. Nienawiść do niczego nie prowadziła, a
jednak Natalia nienawidziła Violetty z całego serca, chciała,
naprawdę chciała, aby cierpiała. Mimo, że gdzieś w środku czuła
jakąś tam miłość - w końcu to była jej siostra - to te
negatywne uczucia i tak były dużo silniejsze.
Znalazła
swoją drugą połówkę. Maximiliano ją zmienił, uczynił z niej
lepszą osobę. Byli razem długo, z każdą chwilą ich miłość
rosła, utwierdzając ich w przekonaniu, że to wszystko dzieje się
naprwdę i że do końca życia będą razem.
Jej
siostrzyczka odeszła już na zawsze i musiała się z tym pogodzić.
Sara była zbyt słaba, aby poradzić sobie z gwałtem i próbowała,
naprawdę próbowała, to było widać. Niestety, nie udało jej się.
Ale Ludmiła miała przy sobie osobę, którą kochała, i która
kochała ją. Federico był innym człowiekiem, zmienił się dla
niej. Już nie palił, starał się zmienić swoje życie, zaczął
szanować kobiety, odnosił się do nich jak prawdziwy mężczyzna.
Ta odważna blondynka była dla niego całym światem, i na odwrót.
Liczyli się tylko oni, nikt więcej. Uzupełniali się i nic więcej
nie było potrzebne im do szczęścia.
Chcieli
być tylko razem na zawsze, zresztą jak każda inna para. Ale oni
przeszli długą drogę, by wszystko było dobrze. Bardzo się
starali, i zostało to docenione. Teraz nic nie może zepsuć ich
szczęścia.
Jej
poprzedni związek był błędem. To Leon był tym własciwym. Leon i
jego mała córeczka Dolores, którą pokochała jak własną.
Tworzyli teraz taką małą rodzinę. Pomimo problemów, nie poddali
się. Choć nadal było ciężko, bo Violetta naprawdę chciała
pogodzić się z Natalią, chciała ją przeprosić, choć tak
naprawdę nie miała za co, bo nie zrobiła nic złego. Ale zbyt
zależało jej na siostrze, by unieść się honorem. Ale ona nie
chciała z nią rozmawiać.
Jednak
mimo wszystko była szczęśliwa, bo znalazła osobę, z którą
chciała spędzić resztę życia i na której jej zależało. Leon
pokazał jej jak wygląda prawdziwe życie i jak czerpać z niego to
co najlepsze. Kochała go, jak nikogo innego.
Nauczyła
się żyć ze świadomością, że ktoś skrzywdził ją w najgorszy
możliwy sposób, w jaki można skrzywdzić kobietę. Ale już nie
bała się dotyku mężczyzn. Pokochała jednego całym sercem. On
zmienił jej życie. Dzięki niemu żyła w miarę normalnie, mogła
z mniejszym obrzydzieniem patrzeć na mężczyzn, była odważniejsza.
Przy Marco czuła się bezpieczna i nawet, jeśli w nocy czasami
budziła się zlana potem, bo przyśnił jej się jakiś koszmar, to
wiedziała, że on jest obok i nic jej się nie stanie. Potrafił
wtedy przez pół nocy przytulać ją do siebie i powtarzać jak
bardzo ją kocha i jak ważna dla niego jest. Scałowywał łzy z jej
twarzy i co rusz odgarniał jej włosy za uszy.
Piekny epilog
OdpowiedzUsuńto straszne, że już kończysz. ta historia była moja ulubioną. tak bardzo chciałam być świadkiem pierwszych pocałunków, oświadczyn, wszystkiego. przecież część z nich, nawet nic o sobie nie wiedziała! szkoda, bo to naprawdę piękna historia, Olu. <3 Cami i proteza, ale ma Broduey' a a on ją kocha. Marcesca, Marco idealny. Violka i Natuśka... szkoda, no szkoda. ale kto wie...? może czas by coś zdziałał? kto wie. Fedmiła, a on się dla niej zmieniła! to miłość, moi mili, miłość <3
OdpowiedzUsuńkocham Cię mocno, Olu <3
Będę tęsknić. Za tobą, za tą historią... Cieszę się że napisałaś dla nas epilog. Żegnaj Olu.
OdpowiedzUsuńWrócę, jak się ogarnę.
OdpowiedzUsuńśliczny epilog :)
OdpowiedzUsuńprzepiękny wiem że może nie było mnie tutaj komentarzami ale sercem byłam zawsze ;)
OdpowiedzUsuńWypowiedziałam się na drugim blogu.
OdpowiedzUsuńTęsknię. ♥
Szkoda, że to koniec tego opowiadania. Czytałam każdy rozdział choć nie komentowałam. Cieszę się jednak, że zdecydowałaś się napisać epilog, bo gdyby go nie było czułabym straszny niedosyt, a tak mam jakiś zarys ich przyszłości. Będę bardzo tęsknić za tą wspaniałą historią.
OdpowiedzUsuńświetny wpis, zapraszam do mnie, publikuję swoje wiersze :) http://poetomaniak.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWiesz, jakoś przyzwyczaiłam się, do pisania po hiszpańsku...
OdpowiedzUsuńWięc, powiem tylko:
Adios!:)