Oparł się o barierkę i spojrzał na nią uważnie. -
Którego palisz?
Wypuściła dym z ust i przetarła oczy ręką.
- Drugą paczkę.
- Bardzo śmieszne. Skąd ty je w ogóle masz?
Odwróciła się, oparła plecami o barierkę i zjechała
po niej na dół. Nie odpowiedziała. No prawda była taka, że
papierosów miała multum, a wszystkie pochowane gdzieś w szafkach z
ubraniami. Czasami po prostu lubiła sobie zapalić, szczególnie,
kiedy była zdenerwowana. Ostatnio robiła to, kiedy po wypadku
wszyscy zabraniali jej wsiąść na motor. Oczywiście, chyba wszyscy
by się cieszyli gdyby zachowała się tak samo po tym, co wydarzyło
się między nią a jej rodzicami w Paryżu. Ale ona nie wiedziała
co w nią wstąpiło. Nie miała pojęcia, kim stała się na te
kilkanaście minut, które chyba ktoś wyjął z jej życia - bo nic
nie pamiętała. Wiedziała tylko tyle, ile wyjawił jej Maximiliano,
zanim na nią nawrzeszczał i wyszedł z jej domu trzaskając
drzwiami. Na szczęście nie musiała zostawać sama; Leon był na
tyle dobry, że zaoferował, że zostanie z nią. W głębi duszy
była mu wdzięczna.
- To powiesz mi, co się stało? - spytał.
Spojrzała na niego, w tym samym momencie zakrztusiła
się dymem z papierosa. Odkaszlnęła i oparła głowę o barierkę.
Leon usiadł obok niej.
- Oni są nienormalni - szepnęła.
Nie odezwał się, czekał, aż kontynuuje swoją
wypowiedź. Zgasiła papierosa i zrzuciła go z balkonu na trawę.
- Nigdy nie dadzą mi spokoju - ciągnęła. - Zawsze
będą wytykać mi to, że nie jestem lekarzem, że interesuje mnie
zupełnie co innego. Chore ambicje zupełnie przesłoniły im
rzeczywisty świat. Leon... to nie są ludzie, których znałam.
Wychowały mnie zupełnie inne osoby. - Przymknęła oczy. Nie
płakała. Nie miała dlaczego płakać, to i tak by nic nie dało.
Chciała być silna, obiecała sobie, że nie wyleje już żadnej łzy
z ich powodu. Nie są tego warci. - Szkoła medyczna. W Paryżu.
Okłamali mnie. Powiedzieli, że zabierają mnie w wyjątkowe
miejsce, że na pewno mi się spodoba. Później nie chcieli mnie
stamtąd wypuścić, powiedzieli, że jeśli wyjdę, to już mogę
nie wracać, bo już nie będę ich córką.
Pokiwał powoli głową.
Rodzice Camili byli trochę porywczy, wybuchowi, fakt
faktem. Ale nie sądził, że mogliby zrobić coś takiego. Miał
świadomość, że najbardziej chcieli, aby ich córka została
znanym lekarzem, aby ratowała życia - tymczasem ona narażała
swoje własne - ale to chyba była już przesada. Nie zachowywali się
jak dorośli ludzie.
- I wyszłaś?
- Poszłam prosto do domu, spakowałam się. Spotkałam
ich przy drzwiach, namawiali mnie, żebym została, ale ja ich nie
słuchałam. Znalazłam lotnisko, kupiłam bilet na najbliższy
samolot i odleciałam stamtąd. - Zamilkła na moment. - Paryż już
zawsze będzie kojarzył mi się z jednym.
Chwycił ją za rękę. - Będzie dobrze.
Zaśmiała się ponuro.
- Nie, nic już nie będzie dobrze. Mam dość.
- Nie mów tak. - Przytulił ją do siebie. Nie zważał
na jej oddech cuchnący dymem z papierosów. - Jesteśmy przy tobie,
pomożemy ci.
- Za dużo mi pomagacie - odparła cicho wtulając się
w jego ramię.
- Od tego w końcu są przyjaciele.
Miał rację. Bo przyjaciel to taki ktoś, kto... kto
wprawdzie nie podniesie cię, kiedy upadniesz, ale będzie stał nad
tobą tak długo, i mówił tak motywujące słowa, że w końcu sam
się podźwigniesz. Ich trójka była na to żywym przykładem. Znali
się od dziecka, razem bawili się na podwórku w piaskownicy, razem
poszli do pierwszej klasy, razem skończyli podstawówkę, poszli do
gimnazjum, razem wkuwali do egzaminów, razem skończyli szkołę.
Wszystko robili razem. Wspólnie przechodzili przez burzliwy okres
dojrzewania, leczyli złamane serca, pożerali tony czekolady na
pocieszenie. To Leon i Maxi kryli ją przed rodzicami, kiedy
potajemnie chodziła na tor. To oni też na samym początku odradzali
jej ten niebezpieczny sport. Zawsze była tylko ich trójka.
Wciąż pamiętała dzień, kiedy - to była chyba
szósta klasa - rozwaliła lampę na korytarzu szkolnym. No, zrobiła
to specjalnie, taki durny zakład. Maximiliano mimo wściekłości
przyznał się do tego za nią, przez co miał później kilka
problemów. Ale to w końcu była przyjaźń.
- Ale dlaczego właśnie ja? - Odsunęła się od niego.
- Przecież ja nigdy nic złego nie zrobiłam, to jakaś kara? Dużo
bardziej wolałabym mieć rodziców takich jakich masz ty czy Maxi,
byłoby mi dużo łatwiej.
- Camila, rodziców sobie nie wybierasz. Masz dobry
kontakt ze swoimi rodzicami, nie tak jak my, powinnaś to docenić.
- Ale co ja mam doceniać? Im nigdy nic nie pasuje,
potrafią mnie tylko krytykować. Udają wzorowych rodziców, a to
czyste kłamstwo. Im zależy tylko na dobrej opinii, bo na czym
więcej? Nie będą się szczycić córką, która ogląda się tylko
za motocyklami.
Westchnął cicho.
- Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz się z tym
pogodzić. Kiedyś wszystko się uspokoi, zobaczysz, będzie w
porządku.
Uśmiechnął się do niej pocieszająco, jednak nie
odwzajemniła tego. Dała się jednak ponownie przytulić. W
ramionach swojego przyjaciela wszystkie troski znikały, było
inaczej. Cieszyła się, że ma kogoś, z kim może porozmawiać,
komu może powiedzieć absolutnie wszystko. W końcu o to najbardziej
chodziło.
Przełączył kanał w telewizorze. Jakaś nudna
komedia. Przełączył kolejny. Durny teleturniej. Na kolejnym
programie dostał mdłości, kiedy zobaczył przytulająca się parę.
Denne romansidło.
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Rzucił okiem na
przybysza. Federico, oczywiście. Wszedł do jego domu, nie rzucając żadnego głupiego „cześć”. Od razu skierował się do
kuchni. Otworzył lodówkę. Po chwili zamknął ją nie znajdując
niczego wartego uwagi. Nastawił wodę na kawę. Kilka minut później
wkroczył dumnie do salonu, trzymając w ręku kubek parującego
napoju. Postawił go na stole i jak gdyby nigdy nic podszedł do
barku przy telewizorze. Wyciągnął ze środka paczkę cebulowych
czipsów.
- Tak, możesz - mruknął Meksykanin patrząc, jak jego
przyjaciel w błyskawicznym tempie pożera zawartość opakowania.
Spojrzał na niego.
- O, zapomniałem o tobie. Chcesz?
- Nie, dzięki. Ale kawę mogłeś mi zrobić.
- Trzeba było powiedzieć.
- Wybacz, że nie przewidziałem, że wparujesz do
mojego domu jak do baru samoobsługi.
- A bo to pierwszy raz?
No co jak co, ale rację to on miał. Nie byli
cywilizowanymi ludźmi, trzeba to przyznać. Wchodzili do swoich
domów jak do własnych, nie pukając, bez pozwolenia. Brali co
chcieli, jedli co im się żywnie podobało, wyjadali nawzajem swoje
zapasy. Nie widzieli w tym jednak nic dziwnego, robili tak od zawsze.
- Przynieś mi coś do picia, jak możesz. Głowa mi
pęka.
Spojrzał na niego uważnie. Zlustrował go wzrokiem od
góry do dołu, po czym podniósł się i ruszył do kuchni, aby
niedługim czasie wrócić z kubkiem kawy i tabletkami
przeciwbólowymi. Postawił to na ławie przed nim. - Pięć peso się
należy.
- Czipsy kosztowały sześć, więc nie marudź. Dzięki.
- Chwycił pigułki i połknął je. Upił łyka kawy. - Byłem u tej
dziewczyny.
- U jakiej dziewczyny?
- No u tej, co wtedy straciła przytomność. Wiesz
przecie... - Skrzywił się, kiedy ból przeszył mu czaszkę.
Federico zmarszczył czoło. - Aż tak? Kładź się na
tej kanapie.
Wstał chwiejnie z fotela i położył się na sofie,
Włoch za to usadowił się na jego poprzednim miejscu.
- Wiesz o kogo mi chodzi - ciągnął Marco. - Ta dziewczyna, z tej firmy, co przy mnie zemdlała. - Federico pokiwał
głową. - No i byłem u niej, chciałem zobaczyć jak się czuje.
Człowieku... od niej bił taki chłód, że chciało się po prostu
wyjść z tego pokoju i więcej tam nie wracać. Ale zostałem.
Powiedziała, że wszystko w porządku, chciałem wyjść,
zdenerwowała mnie. Była wredna. Ale zatrzymała mnie, przeprosiła,
powiedziała, że nie lubi o tym mówić, a jej zdrowie pozostawia
wiele do życzenia.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Widocznie jest chora.
- No tak, a to przecież nic takiego - prychnął. - Co
mnie tam jakaś laska, przecież nawet jej nie znam, nie?
- Biorąc na logikę, to tak właśnie jest. Nie znasz
dziewczyny, nie wiesz nawet jak ma na imię.
- Kto powiedział, że nie wiem jak ma na imię? -
Federico spojrzał na niego wyczekująco. - Francesca. Chyba.
- A skąd ona jest?
Spojrzał na niego jak na idiotę. - Może miałem
jeszcze spytać ile ma rodzeństwa i jak nazywają się jej rodzice?
- Pytam, bo Francesca to włoskie imię. Mniejsza o to.
I co dalej?
- No wyszedłem stamtąd. Dziwna sprawa.
- Dlaczego dziwna? - zdziwił się.
- Ta dziewczyna była jakaś dziwna. Odniosłem
wrażenie, że się mnie bała, a przecież ja jej nic nie zrobiłem.
Federico prychnął.
- Chłopie, laski się ciebie boją...
- A weź ty mnie nawet nie denerwuj. To nie jest
śmieszne.
W odpowiedzi usłyszał tylko głębokie westchnięcie
swojego przyjaciela. Nic więcej.
Cóż, Federico zawsze był taki... inny. Dziewczyny
traktował jak przygodę na jedną noc, można powiedzieć, że ich
nie szanował. Marco znał jednak kilka wyjątków i w większości
były to dziewczyny pochodzenia również włoskiego, to zrozumiałe.
Wiedział, że Fede czuje jakiś taki respekt do wszystkich Włochów.
Inne kobiety nie znaczyły dla niego praktycznie nic. Był typem
badboya nie przejmującego
się opiniami innych.
No a Marco był jego zupełnym przeciwieństwem. Lubił
imprezy, ale nie tak częste i nie tak huczne jak jego przyjaciel. Do
płci pięknej miał ogromny szacunek - inaczej na pewno nie
interesowałby się tą całą Francescą - tego w końcu nauczyli go
jego rodzice i siostra. Julia powiedziała kiedyś... „To kobieta
cię urodziła, więc nie masz prawa żadnej sponiewierać.” Jakoś
wziął sobie te słowa do serca... bardzo do serca. Wiedział, że
to była prawda. Niestety nie wszyscy mężczyźni myśleli to samo.
- Ty wiesz więcej o kobietach niż ja - odezwał się.
- Czemu się tak zachowywała?
Włoch wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Laski są dziwne. Raz płaczą, a raz się
śmieją, za nimi nie nadążysz. Jak spotkasz tą całą Francescę
jutro na ulicy, to na bank rzuci ci się na szyję, wycałuje i powie
jak bardzo cię uwielbia za to, że uratowałeś jej życie. Myślisz,
że tak nie będzie? - dodał widząc jego wzrok.
- Jakoś nie jestem tego pewien.
- Zmień nastawienie człowieku, bo tak to żadnej sobie
nie znajdziesz.
- Powiedział Federico.
Chłopak prychnął.
Jeszcze przez kilka długich - bardzo długich - minut
sprzeczali się na temat „tej laski”. Federico, jak to on,
uważał, że przecież nic się nie stało, a Marco powinien się
cieszyć, że laski mdleją na jego widok, a później się go boją.
Normalka.
- Lepiej ci? - rzucil Federico spoglądając na swojego
przyjaciela.
Mężczyzna przejechał ręką po swoich włosach.
- Nie. Idę spać. - Odwrócił się w drugą stronę,
plecami do niego. - Jak będziesz wychodził, to nie zapomnij zamknąć
domu. Nie tak, jak ostatnio.
Zaśmiała się głośno. Odwróciła się, oceniając
swoje szanse na ucieczkę. Niestety, jakieś duże to one nie były.
- Skarbie, przecież doskonale wiesz, że i tak cię
złapię. A wtedy już ci nie odpuszczę.
Uśmiechnęła się i pokręciła przecząco głową.
- Jestem szybsza niż myślisz.
- W tych dziesięciocentymetrowych szpilkach?
Spojrzała na swoje buty. Rzeczywiście, te
krwistoczerwone obcasy, które kupiła zaledwie wczoraj, nie były
idealne do tak „ekstremalnego” wyczynu. Zrzuciła je więc z nóg,
tak, że przeleciały przez cały salon i zatrzymały się dopiero na
ścianie.
- Bez butów mam o wiele więcej szans - uśmiechnęła
się sprytnie.
- Tak myślisz?
Ruszył w jej kierunku. Wycofała się do tyłu. Oparła
się o szafkę.
- Chcesz mieć mnie na sumieniu?
- Oj Violu, nie przesadzaj. Ja się tylko odgrywam.
Stała przez chwilę i patrzyła na niego, po czym
odwróciła się i wybiegła z pokoju. W korytarzu prawie przewróciła
się, kiedy potknęła się o jakieś rzeczy leżące na podłodze.
Wbiegając do kuchni uderzyła ręką o futrynę, ale jakoś się tym
nie przejęła.
Po tym, jak przez kilka minut próbowała wybiec zza
stołu - udało jej się to dopiero wtedy, kiedy Lorenzo zdecydował
się przejść do niej pod blatem, co niestety nie wyszło, bo był
trochę za niski - opuściła kuchnię.
Pobiegła z powrotem do salonu.
Pech chciał, że nie zauważyła swoich własnych
szpilek leżących zaraz przy drzwiach i runęła jak długa na
ziemię.
Zanim zdążyła się pozbierać, ktoś przycisnął ją
z powrotem do podłogi.
- Widzisz, kochanie, mówiłem, że przede mną nie
uciekniesz - szepnął do jej ucha tak, że przeszły ją dreszcze.
Powstrzymała się od komentarza, że gdyby się nie
przewróciła, to w dalszym ciągu lataliby jak idioci po całym
mieszkaniu.
- I co teraz? - odparła cicho.
Zaśmiał się pod nosem.
- Wiesz, powiedziałaś, że jestem głupi. Za to należy
się najgorsza kara.
Uśmiechnęła się.
- Mam się bać?
Wsunął rękę pod jej sukienkę. - Powinnaś.
Odsunął zamek na jej plecach. Zarzuciła mu ręce na
kark i złączyła ich usta w gorącym pocałunku.
Najgorsze jednak było to, że już nie czuła przy tym
tego, co czuła jeszcze tak niedawno.
Musiała przyznać się sama przed sobą, że jej miłość
wygasała. I nie mogła nic na to poradzić. Lorenzo kochał ją, w
końcu powtarzał to każdego dnia. Problem w tym, że ona nie
chciała go okłamywać. Wiedziała, że go rani, bo w końcu nikt
nie chce być oszukiwany.
Bo z miłością to jest... tak dziwnie. Przez jakiś
czas jest i wszyscy są pewni, że to taka miłość wieczna i że
przetrwa ona wszystko tym bardziej, że narodziła się ona między
tak dojrzałymi, dorosłymi ludźmi. Ale po pewnym czasie ta
miłość... no powiedzmy, że już nie jest tak silna jak na
początku. Staje się mniejsza, mniejsza i mniejsza, aż w końcu
znika zupełnie.
Violetta jednak miała świadomość, że jeszcze trochę
będzie musiała się pomęczyć. Mimo wszystko, kochała Lorenzo.
- Kocham cię - przy swoim uchu znów usłyszała jego
głos.
Minęła chwila, zanim odpowiedziała.
- Wiem.
Ściągnął z jej ramion sukienkę. Zaczął składać
pocałunki na jej szyi. Chwyciła za brzeg jego koszulki. Pomogła mu
ją ściągnąć, po czym wczepiła ręce w jego włosy.
Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Do salonu weszła
jej siostra.
- Macie cały dom, a rozwaliliście się na podłodze w
samym centrum. Oszczędźcie mi tego widoku.
Dziewczyna poderwała się do góry, jednocześnie
uderzając głową o głowę swojego chłopaka. Rzuciła mu koszulkę,
po czym sama naciągnęła na siebie sukienkę.
- Mogłaś zapukać - warknęła.
- Chyba jesteś chora jeśli myślisz, że będę pukać
do własnego domu. - Obserwowała jak Violetta i Lorenzo podnoszą
się z podłogi. - Jesteście obrzydliwi. Masz później wymyć te
płytki. A teraz przepraszam, idę się wyrzygać.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z salonu
zostawiając ich samych. Poszła do łazienki.
Zamknęła drzwi, oparła się o nie plecami i zsunęła
po nich na dół. Ukryła twarz w dłoniach.
Zazdrościła jej. Zazdrościła Violce, i to tak
cholernie mocno. Dlaczego mogła pieprzyć się ze swoim chłopakiem
na podłodze w salonie, a ona nigdy nawet nie była na randce?
Dlaczego świat był taki niesprawiedliwy? Dlaczego to musiało
spotkać akurat ją?
Tak bardzo chciała, żeby ktoś ją pokochał. Chciała
poczuć, że jest ważna, i że znaczy cokolwiek. Mieć świadomość,
że jest dla kogoś całym światem.
Ale los nie był tak łaskawy. Widocznie w poprzednim
życiu czymś zawiniła... skoro teraz musi przechodzić przez takie
coś.
Nie zorientowała się nawet, kiedy jej ręka sama
powędrowała do szafki obok niej... a w jej dłoni znalazły się
ostre żyletki, które po chwili rozcięły delikatną skórę na jej
nadgarstku.
Zjawiam się z rozdziałem dziewiętnastym, po dość dużej przerwie. Mam nadzieję, że spodoba wam się on, bo... miałam pewne problemy z jego napisaniem, sama nie wiem czemu :P Chyba bardziej skupiłam się na moim parcie. No, ale rozdział jest, a ja nie mam w sumie nic do dodania. Godzina... no jest jaka jest, jutro wprawdzie nie idę do szkoły, ale muszę wstać wcześniej ;/ A więc zapraszam do czytania! ;)) Nie mam pojęcia kiedy pojawi się kolejny rozdział, będę się starała jak najszybciej :) Tymczasem...
17 KOMENTARZY - ROZDZIAŁ 20
Moje ;"))
OdpowiedzUsuńnadużywam minek z gg. ech ;'/
Aa mam tak samo ;> XD
UsuńIii, tak wróciłam ;>
UsuńBoże, Oluś jak się cieszę że już na powrót jesteś z nami ; *
Mój ukochany wątek Maxi-Cami-Leoś. Kocham ich, serio. Okropnych ma Cami rodziców, okropnych. Współczuję jej ;c
Fede i Marco- ich rozmowy zawsze mnie rozwalają. A ty mnie dobijasz, bo ja choć w połowie nie mam takiego talentu, jak ty <333 Mój wzór, normalnie ;>
Violka i Lorenzo, ech ;'/ A myślałam, że coś będzie xD jestem takim małym zboczuchem, i co ;D
Naty bidna moja ;c Maxi tumanie, gdzie się szlajasz? Do Naty ale już !
okay, kończę moja beznadzieją wypowiedź bo idę myc podłogę xD
całuję mocno i czekam na 20 <333
Dziękuuuję, kocham <3
UsuńCudowny !
OdpowiedzUsuńNo i w końcu moja Olenka (jak to mówi Michał) wraca do nas :) Może miałaś problemy z napisaniem go ale i tak wyszedł Ci boski !
Tak fajnie mi się czytało jak Leon siedział z Cami i pocieszał ją a ona wszystko mu muwiła ;) Tak widać że przyjaciele najlepsi na świecie no i oczywiście Maxi. Marco mówi że Fran jest jakiś dziwna ale nie wie dlaczego. Może kiedyś się dowie ;* Violetta i Lorenzo na początku nie wiedziałam co oni robią ale pózniej wszystko się wyjaśniło :D No jeszcze zaczęli się w salonie rozbierać ale weszła Naty xD Szkoda mi jej trochę i jeszcze zaczęła się ciąć :( Czekam na kolejny rozdział ;*
Kocham Cię <333
Tak, Olenka :D
UsuńWero... kupię ci słownik! Albo pożyczę ci jeden z moich - tam na pewno znajdziesz jak pisze się "mówiła" :D
Dziękuję, kocham <33
Satysfakcjonuje mnie, że postać Camilii - w twoim opowiadaniu - jest pierwszoplanowa. Na ogół występuje dość niesystematycznie, ukryta jest w tle, a szkoda. I to wielka. Moim zdaniem jest naprawdę niesamowitą osobą. Podoba mi się wątek Leon-Camila-Maxi. Da się dostrzec, że są to wspaniali przyjaciele. A ty? Tak pięknie wszystko opisujesz. Zaczęłam dość niespotykanie? Możliwe, aczkolwiek taki był - po części - zamiar. Cieszę się, że nie muszę iść dziś do szkoły. Nie wiem, jak bym tam wytrzymała. Jejku, ja chcę wakacje. Teraz. Cóż, trochę sobie jeszcze poczekam. Okej - nie przedłużam: jesteś świetną pisarką, cieszę się, że wróciłaś.
OdpowiedzUsuńPowiem ci Julka, że Camila nie miała być jakaś taka pierwszoplanowa, ale tak wyszło, jej wątek się rozrósł trochę bardziej niż wątki innych, i wiesz co? Dzięki swojemu opowiadaniu bardziej polubiłam jej postać w serialu, bo teraz ją uwielbiam! :D
UsuńBardzo dziękuję <33
Brakowało mi tego twojego stylu. W ostatnim czasie zastanawiałam się, czy w ogóle pamiętasz o tym blogu. Codziennie go odwiedzałam i patrzyłam, czy jest więcej komentarzy w poprzednim rozdziale, bo wtedy może byś szybciej napisała. Bardzo ciekawi mnie to jak piszesz, właściwie jest to mój ulubiony blog, i kiedy zobaczyłam, że dodałaś poczułam już te emocje, które towarzyszyły mi zawsze przy czytaniu twoich cud. To naprawdę miłe uczucie, kiedy od ponad miesiąca (prawie dwóch) możesz powtórnie poczuć to, co wtedy. Naprawdę nie wiesz, jak się cieszę ♥ Kiedy piszesz o Camili, Leonie i Maxim, zaczynam zazdrościć ich przyjaźni, w końcu przyjaciel to skarb ♥ Opisujesz dokładnie wszystkie emocje, to naprawdę ułatwia zrozumienie tego, co się czyta. Violetta i Lorenzo, hmm moim zdaniem nie pasują do siebie, bo Viola jest typem grzecznej dziewczyny, choć w twoim opowiadaniu jest troszkę na wyższym poziomie, i to mi się podoba XD Ojejć kończę już to. Po prostu piszesz tak niesamowicie... Nie rozumiem tego, jak Ty to robisz.
OdpowiedzUsuńPo prostu czekam na next ♥
Nie, nie zapomniałam o blogu - na moim drugim blogu pojawiła się informacja o zawieszeniu obydwóch :)
UsuńBardzo dziękuję <3
Wróóóóóócę ♥
OdpowiedzUsuńCzeekam! :))
UsuńWięc zdałam sobie sprawę , że Blogger mi się ryje , bo dopiero teraz mi się wyświetliło , że wstawiałaś rozdział XD
OdpowiedzUsuńAle mniejsza ...
No to tak od początku ..
Cami i Leon <3
Ich przyjaźń ach jacy oni są słodcy <3
Amigos por siempre <3
Przynajmniej mam tą nadzieje :)
I co dalej ???
Fedzio i Marco ..
Więc Marco przestań rozmyślać o Fran tylko leć do niej anie !
A ty Fede do ludmili i to już XD
Mhm ...
Violka i ten jej cały Lorenzo ?
On tak się nazywa , bo nie wiem XD
Wiec gdyby tak zamienić go na Leosia ? ^^
A Natuśka moja :'(
Się tnie biedulka :''(
Maxi zachowaj się jak facet i weź idź do niej , a nie się opierniczasz XD
No dobra , więc już klasycznie :
Czekam na next <3 !
Myślę, że wyciąganie komentarzy jest pomysłem na poziomie podstawówki. Bardziej utalentowane pisarki, operujące bogatym zasobem słownictwa, unikające dialogów, których oowiadaniom nie można nic zarzucić pod względem ortogragii i interpunkcji czegoś takiego nie robią. Twój blog jest przeciętny i powinnaś się cieszyć z tych czytelników, których masz. Takie jest moje zdanie.
OdpowiedzUsuń*ortografii
UsuńOch, widzę, że jakiś anonim ma ból dupy.
UsuńWiem co robię i nie potrzebuję rad na temat komentarzy. Nie piszę tylko dla siebie, ale w większej mierze dla innych, dlatego zależy mi na czyichś opiniach. Jeśli nikt tego nie czyta, to nie ma sensu pisać - to oczywiste. Cieszę się z czytelników, bo to dzięki nim to wszystko jest, ale komentarze są bardzo ważne.
Więc, drogi anonimie, z łaski swojej, zachowaj swoje zdanie na temat, o którym nie masz pojęcia, dla siebie.
Spokojnie, żyjemy w wolnym kraju, wyrażanie opinii nie jest niedozwolone. A mi chodziło o to, że osobom piszącym znacznie lepiej ( znam wiele takich przypadków, naprawdę ) wystarczają 2-3 komentarze. Bo one chcą coś przekazać swoją historią, im nie zależy na wyświetleniach i komentarzach.
OdpowiedzUsuńPS: Chyba inni się ucieszą. Dodałam 3 wypowiedzi, wcześniej dostaną nowy rozdział.
Ależ ja ci nie bronię wyrażać swojej opinii. Pomyśl tylko przed tym, czy ona cokolwiek wniesie w sprawie, czy da jakikolwiek skutek. Bo to, że ty sobie napiszesz, że jestem na poziomie podstawówki nie robi na mnie żadnego wrażenia. Ach, no i jeśli myślisz, że jak napiszesz, że znasz wiele lepszych blogów od mojego, to mnie urazisz, muszę cię zmartwić - mylisz się. Wiem jak piszę, zdaję sobie z tego sprawę, ale twoje żale... no, powiedzmy, że one są rzeczywiście na poziomie podstawówki.
UsuńA no i nie mogę zapomnieć - "one chcą coś przekazać swoją historią" - sugerujesz, że ja nie chcę czegoś przekazać? Przepraszam bardzo, ale przeczytałeś choć rozdział z mojego bloga? Widzisz, o czym piszę? Nie piszę o różowych kucykach, tęczach i jednorożcach. Piszę o prawdziwym życiu, o zdarzeniach, które mogą dotknąć każdego. Piszę o tym, że nie można dać się znokautować i w życiu walczyć o swoje, że trzeba być silnym. W tą historię wkładam całe swoje serce, taka jest prawda.
I wiesz co? "im nie zależy na wyświetleniach i komentarzach" - chyba nie znam takiej osoby. Każdemu choć w małej wierze zależy na tym, by ktokolwiek dał znak, że czyta jego opowiadanie.
Ach, no i twoja... no, można to nazwać ironią - w ostatnim zdaniu, była naprawdę żałosna.
Nie wiem, co chciałeś osiągnąć swoją wypowiedzią.
Tak. Przeczytałam jeden. Właśnie ten 19. Bo znalazłam tego bloga, na innym, który czytam i weszłam z ciekawości. Rozczarowałam się. Przeważa słownictwo potoczne, mnóstwo dialogów, fabuła przewidywalna. Dochodzę do wniosku, że ludzie nie umieją przyjmować krytyki. Nawet najlepszy pisarz NIGDY nie będzie miał samych fanów, bo ktoś będzie obojętny na jego dzieła, a komuś innemu w ogóle się nie spodobają. Dlatego to twoje wypowiedzi mnie śmieszą. Czy mam zrozumieć, że oczekujesz tylko i wyłącznie komentarzy wychwalających twojego bloga pod niebiosa ? Wybacz, niestety. Jak już się zdecydowało pisać bloga, dostępnego dla wszystkich, trzeba się pogodzić niekiedy z krytyką.
OdpowiedzUsuńŚmieszne mogą być twoje wypowiedzi.
UsuńPrzeczytałaś tylko rozdział 19? Och, tak, w takim razie masz wielkie pojęcie na temat mojego opowiadania. Oczywiście, że przeważa słownictwo potoczne - taki mam styl, to ma się czytać lekko, słowami, których każdy używa na co dzień, a nie jakimiś wyszukanymi. Przewidywalna fabuła? Powiedz mi, co zdarzy się dalej w moim opowiadaniu, a przyznam ci rację.
Przyjmuję krytykę, ale tylko uzasadnioną. Jeśli piszesz mi, że "wymuszanie" jak to nazwałeś, komentarzy jest na poziomie podstawówki, to nie oczekuj, że wezmę to na poważnie.
Wiem na co się pisałam zakładając bloga. I wiem też, że się staram i robię to wszystko najlepiej jak potrafię. Ale niektórzy po prostu mają ból dupy ze sposobu w jaki go prowadzę. Smutne, ale prawdziwe.
Nie wszyscy lubią czytać takie opowiadania nic nie wnoszące. Ja osobiście preferuje te z przesłaniem, ukrytym drugim dnem. Ogólnie nie czytuję blogów, zdecydowanie wolę książki, bo w nich jest piękne słownictwo. Z książek można się też wiele nauczyć, zwłaszcza z tych historycznych. A ten blog porusza tematy, o których wszędzie jest pełno, nic ciekawego. W dodatku zawsze mnie śmieszy gdy ktoś porywa się z motyką na słońce i próbuje opisać bardzo trudne tematy. Takie problemy jak samokaleczanie się, gwałt, niechniana ciąża itp. wymagają dojrzałości i trzeba dorosnąć, żeby zdać sobie sprawę z pewnych rzeczy.
OdpowiedzUsuńProste - to nie czytaj. Czy ktoś ci każe? Czy ktoś zmuszał cię, abyś weszła na mojego bloga?
UsuńWięc czytaj sobie książki, skoro ci pasują, i nie wszczynaj kłótni, która i tak do niczego nie prowadzi.
Śmieszy cię to, jakie tematy poruszam? Ale to akurat twój problem. To mój blog, moja historia, moja wyobraźnia i będę pisać o czym tylko będę chciała. Nie jara mnie pisanie o szczęśliwym życiu pełnymi miłości, w którym wszystko układa się po naszej myśli, bo takiego życia nikt nie ma. Tak, tak, piszę o samookaleczeniu się, o gwałcie i innych takich. I co w związku z tym? Nie chcesz - nie czytaj.
I proszę cię bardzo, nie kompromituj się komentarzami w których zachowujesz się, jakbyś pozjadała wszystkie rozumy i piszesz tak, jakbyś znała mnie i wiedziała przez co przeszłam jednocześnie twierdząc, że nie jestem zbyt dojrzała by pisać o takich rzeczach.
Po raz pierwszy jakiś anonim miał rację. Jego wypowiedż była na poziomie, czego chcesz ? Przynajmniej uzasadnił i poparł traftymi argumentami. Nie napisał od tak po prostu " głupie " , " durne " tylko sie wysilił.
OdpowiedzUsuńI ja się z nim zgadzam. To raczej ty, nie on zachowujesz się niedojrzale. Czy ty masz 5 lat ? Przecież, nie ma tak, żeby wszystkim podobała się to samo, myślisz może, ze twój blog jest super i każdy go lubi ? Nie.
I nie wiem czemu się śmiejesz z jego sarkazmu, odnośnie tego, że dzięki jego wypowiedziom twoi czytelnicy dostaną nowy rozdział. Przecież napisał prawdę. Czy gdzieś napisałaś, że uwzględniasz tylko pozytywne komentarze ?
" Nie kompromituj się komentarzami, w których zachowujesz się jakbyś pozjadała wszystkie rozumy. " Gdzie ten ktoś tak napisał ? Wnioskujesz to z tego, że posługuje się niezłym słownictwem, buduje porawne zdania ? Przykro mi. To jego argumenty są bardziej dojrzałe. Śmiejesz się z niego, a co chwilę posługujesz się takim zwrotem jak " ból dupy " i myślisz, że jesteś cool, na czasie. Otóż nie. Nie wszystko co modne, jest dobre.
E.
Ta dyskusja do niczego nie prowadzi.
UsuńOd czego się zaczęło? Od tego, że anonim stwierdził, że "wymuszanie komentarzy jest na poziomie podstawówki". Później rozmowa zeszła na inne tory. Śmieszy go to, że pisze o trudnych tematach będąc w gimnazjum? Niech nie czyta. Nie zmuszam do tego. Akurat to o czym piszę, wybieram sama. To w końcu mój blog.
Przepraszam bardzo, nigdy nie powiedziałam, że mój blog jest super i każdy go lubi. Wskaż miejsce, w którym tak napisałam.
"I nie wiem czemu się śmiejesz z jego sarkazmu, odnośnie tego, że dzięki jego wypowiedziom twoi czytelnicy dostaną nowy rozdział. Przecież napisał prawdę. Czy gdzieś napisałaś, że uwzględniasz tylko pozytywne komentarze ?" - tu się liczą komentarze z opinią o rozdziale, nie bezsensowne kłótnie.
A zwrot "ból dupy" ci przeszkadza? Pozwól, że będę używać takich zwrotów, na jakie najdzie mnie ochota, dobra?
" Pozwól, że będę używać takich zwrotów, na jakie najdzie mnie ochota, dobra " Jak agresywnie... trzeba się bać. Ale chyba przyznasz, sama, że zwrot " ból dupy " do pięknych nie należy. Ale... Co ja się będę wypowiadać, dekadentyzm się szerzy, młodzież jest deprawowana i co chwilę posługują się takim slownictwem jak np : " beka ", " pieprzyć " i inne takie. Okropność. To pewnie rezultat braku czytelnictwa u niektórych osób. Oczywiście, nie mówię o wszystkich, znam wiele kochanych osób z gimnazjum, ale u większości jest to trudny okres, pełen buntu i młodzieńczych głupot.
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że żaden z twoich czytelników mnie nie zhejtował, to aż dziwne.
E.
Może nie należy do pięknych. Ale przykro mi, jak ktoś mnie denerwuje, to nie będę się zachowywać się kulturalnie.
UsuńTak, anonimie, znasz mnie najlepiej i wiesz jakim słownictwem się posługuję. Dziękuję, że mnie uświadomiłeś.
Rezultat braku czytelnictwa? Gdybyś znał mnie choć trochę, wiedziałbyś, że kocham czytać. Można wnioskować, że oceniasz mnie, w ogóle mnie nie znając.
Dziwne? Czy myślisz, że piszę teraz do każdego i błagam o obronę? Mylisz się.
Olu, jestem zadowolona widząc jak dzielnie i skrupulatnie przyjęłaś krytykę. Co prawda jest ona uzasadniona ze strony, z całym szacunkiem, anonima. Aczkolwiek nie zgadzam się z tym zdaniem. Nie chcę urazić nikogo, ale moim zdaniem limit komentarzy jest rozwiązaniem optymalnym. Daje ludziom szanse i motywację.
OdpowiedzUsuńNie wolisz się na górnolotny język. To dobrze, wielu osobom się to podoba. Czytam dużo książek i w wielu na piedestale arii proste słownictwo, to rzecz całkowicie normalna. Każdy ma swój styl, który najlepiej odzwierciedla to, co pisarz pragnie ukazać.
Tematy, które poruszasz są trafne. Trudny temat wymaga łatwego przekazu.
Nie rozumiem tych pretensji, tych ludzi.
Przepraszam za błędy, domyślny tryb wyrazów w komórce, rozumiesz.
Usuń*silisz
*stoi
Dziękuję, że napisałaś, że krytyka uzasadniona, to wiele dla mnie znaczy. Także...Postanowiłam, że zaprzestanę dodawania kolejnych wypowiedzi. Już nie będę dzielić się swoimi przemyśleniami, bo to jak widać daje nikły rezultat. Żegnam. A drugiemu anonimowi dziękuję za wsparcie.
UsuńPrzyjmuję krytykę, bo krytyka jest dobra. Nikomu nie bronię wyrażać swojego zdania. Możliwe, iż też przesadziłam, przyznaję się do tego. Może nie jestem bez winy. Po prostu trochę się przykro człowiekowi robi, gdy ktoś nie docenia jego starań. Nie każę doceniać mojego opowiadania, bo to temat sporny. Ale naprawdę się staram.
UsuńI bardzo dziękuję Dżoli za miłe słowa. Dobrze jest mieć wsparcie.
Nie masz za co dziękować to była przyjemność. Lubię się wypowiadać w słusznych sprawach. I muszę Ci przyznać, że masz rację, wiesz, kiedy ze sceny trzeba zejść. W takim razie... Nie pozostaje mi nic innego, jak też się pożegnać. To chyba dobre wyjście z zaistniałej sytuacji.
OdpowiedzUsuńNie jesteśmy tacy źli, już wam więcej nie będziemy przeszkadzać.
E.
Skończmy niepotrzebną kłótnię. Myślę, że tak będzie lepiej dla obu stron.
UsuńTak. To co chcieliśmy przekazać - przekazaliśmy. Teraz możemy z czystym sumieniem odejść.
OdpowiedzUsuńUznajmy, że temat jest zakończony. I najlepiej będzie, jeśli postaramy się zapomnieć.
UsuńDobry wieczór ;D
OdpowiedzUsuńHeem..czytałam ten rozdział wcześniej. Dziwne, że nie skomentowałam. Oj, wybacz, moja skleroza. Co zrobisz? Nic nie zrobisz -.- W każdym bądź razie, nie zapomniałam, jestem i skomentuję teraz. W końcu nigdy nie jest za późno, prawda? :>
Cieszę się, że wróciłaś po tej dość długiej przerwie! Nawet nie wiesz jak! Uwielbiam Twojego bloga, czytam od samego początku. Wiem, nigdy nie komentowałam, bo wiedziałam, że przecież tego nie potrzebujesz. Zawsze miałaś tylu fanów, na co tu opinia takiej zwykłej, szarej Alexi. Zrozumiałam jednak, że popełniam błąd. Bez względu na wszystko, powinnam komentować, wyrazić swoją opinię. Przepraszam, obiecuję to zmienić! ;)
Jak Ci już pewnie wspomniałam, uwielbiam wątek Cami-Leon-Maxi. W tym rozdziale uwaga bardziej skupiała się na tej pierwszej dwójce, co bardzo mnie zaciekawiło! Uwielbiam tę dwójkę jako para, ale też jako przyjaciele. Są cudowni, taka przyjaźń to prawdziwy skarb.
Kolejna świetna przyjaźń-Fede i Marco. Ich rozmowy mnie rozwalają. Wchodzą sobie od tak, do swoich mieszkań. Na co komu pukanie? :D
Szczerze przyznam się, że tak jak Cathy, liczyłam na coś więcej pomiędzy Violettą, a Lorenzo. Tak wiem, dziwak :D
No i jeszcze płacząca Naty. Biedactwo ;c Oby wreszcie znalazła szczęście ;)
Mam nadzieję, że już niedługo pojawi się 20 <3
Pozdrawiam ♥
Alexi ;)
Oj, nie masz za co przepraszać, przecież się nic nie stało ;))
UsuńBardzo dziękuję <3
Hej, Olu.
OdpowiedzUsuńSporo mi to zajęło, no ale - jestem. Na szczęście, tylko jeden rozdział mam do nadrobienia - dam radę! ;> Na wstępie, przepraszam, ale będzie krótko. Mam tych zaległości, a czasu - z każdą minutą, coraz mniej. No nic.
Rozdział dziewiętnasty. I co my tu mamy?
Wspaniałą przyjaźń między Cami, a Leonem. A także, między Nimi, a Maxim - chociaż tego ostatniego, nie mieliśmy osobiście. To nic, ważne są wspomnienie (: Sprawa z rodzicami Camili jest bardzo przykra. Nie powinno tak być. Ma prawo dokonywać własnych wyborów...
Dalej, przyjaźń między Federico, a Marco. Aw, widać, że mogą sobie wszystko powiedzieć. To nic, że się różnią. W końcu, przeciwieństwa się przyciągają. A Marco naprawdę jest zaintrygowany naszą Włoszką, no, no ;>
I na koniec, Violetta z Lorenzo. Ale tak, jak myślałam - ta miłość się wypala, powoli, ale jednak. Nie rozumiem tylko trochę, czego Natalka Im zazdrości? Czy naprawdę potrzebuje innej osoby, by poczuć się wyjątkowo?
W każdym razie, podobało mi się, czekam na dwudziestkę.
Ściskam,
Edyta ;*
Nie wiem, kiedy zawitam na drugiego bloga - tam mam do nadrobienia nieco więcej, ale - zawitam na pewno (:
UsuńNie liczy się długość, Edytka. ;))
UsuńBardzo dziękuję za komentarz, i nie martw się drugim blogiem, nie śpiesz się.
Kocham <3