sobota, 14 lutego 2015

Nauczyłam się powiedzieć żegnaj/Epilog

         Więcej tutaj: http://kochajmarziwierzjeslimozesz.blogspot.com/2015/02/nauczyam-sie-powiedziec-zegnaj.html

BLOG ISTNIAŁ DOKŁADNIE 1 ROK I 1 MIESIĄC.


Tak naprawdę opowiadanie, które tutaj opublikowałam to zaledwie połowa tego, co zamierzałam. Już go nie dokończę, ale nie chcę zostawiać was z jedną wielką niewiadomą. Jeśli kogoś cokolwiek ciekawi, to mam nadzieję, że ten epilog zaspokoi jego ciekawość. Miłego czytania i BARDZO PROSZĘ O TEN OSTATNI KOMENTARZ. Kocham was <3

EPILOG

Kiedyś - nie znali się. Dziś tłoczyli się wszyscy w jednym kościele; byli świadkami ślubu dwoja z nich. Długą nawą do ołtarza szedł mężczyzna - wysoki i czarnoskóry, nie tutejszy, Brazylijczyk. Dziewczyna, niższa, z włosami mniej więcej do pasa, wpadającymi pod kolor rudy, uczepiona jego ramienia, kulała - jeszcze nie nauczyła się do końca funkcjonować z protezą, którą założyli jej niedługo po aputacji prawej nogi będącej wynikiem jej wypadku na motocyklu.
Kiedy składali przysięgę, puste słowa, zamieniły się w prawdę, a w ich oczach widać było bezgraniczną miłość i zaufanie. Nawzajem zmienili swoje życie - on znalazł w końcu swoją miłość, teraz wiedział, że nie jest już sam tylko ze swoim aparatem, ale ma ją. Ona wiedziała, że ją kocha, pomimo jej kalectwa, pomimo jej wad i pomimo rzeczy, których ona sama w sobie nie akceptowała.
Byli razem, a wraz z nimi ich miłość, którą tego dnia chcieli przypieczętować, a która z każdym dniem rosła i rosła i zdawać by się mogło, że kiedyś urośnie do rozmiarów niemożliwych. A wtedy będzie musiała pozostać już na zawsze.

Czuła się lepiej. Powiedziała tej idealnej Violetcie za co tak bardzo ją nienawidzi. Lepiej, wykrzyczała jej to prosto w twarz, zapowiedziała, że będzie cierpieć tak, jak sama cierpiała przez całe życie. Gdyby nie interwencja Maxiego, jej chłopaka, który odciągnął ją w samą porę, mogłaby zrobić coś gorszego, czego mogłaby później żałować. Na razie nie żałowała. Ba, była nawet zadowolona. Jakby ktoś zdjął z niej ciężar, który nosiła na ramionach od dziecka.
Teraz długo już nie widziała się ze swoją siostrą. Nie miała na to ochoty. Przez nią to wszystko. Przez to, że była tak idealna, wspaniała i nieskazitelna, a jej nikt nie zauważał, a jeśli już, to tylko jako tą gorszą. Nienawiść do niczego nie prowadziła, a jednak Natalia nienawidziła Violetty z całego serca, chciała, naprawdę chciała, aby cierpiała. Mimo, że gdzieś w środku czuła jakąś tam miłość - w końcu to była jej siostra - to te negatywne uczucia i tak były dużo silniejsze.
Znalazła swoją drugą połówkę. Maximiliano ją zmienił, uczynił z niej lepszą osobę. Byli razem długo, z każdą chwilą ich miłość rosła, utwierdzając ich w przekonaniu, że to wszystko dzieje się naprwdę i że do końca życia będą razem.

Jej siostrzyczka odeszła już na zawsze i musiała się z tym pogodzić. Sara była zbyt słaba, aby poradzić sobie z gwałtem i próbowała, naprawdę próbowała, to było widać. Niestety, nie udało jej się. Ale Ludmiła miała przy sobie osobę, którą kochała, i która kochała ją. Federico był innym człowiekiem, zmienił się dla niej. Już nie palił, starał się zmienić swoje życie, zaczął szanować kobiety, odnosił się do nich jak prawdziwy mężczyzna. Ta odważna blondynka była dla niego całym światem, i na odwrót. Liczyli się tylko oni, nikt więcej. Uzupełniali się i nic więcej nie było potrzebne im do szczęścia.
Chcieli być tylko razem na zawsze, zresztą jak każda inna para. Ale oni przeszli długą drogę, by wszystko było dobrze. Bardzo się starali, i zostało to docenione. Teraz nic nie może zepsuć ich szczęścia.

Jej poprzedni związek był błędem. To Leon był tym własciwym. Leon i jego mała córeczka Dolores, którą pokochała jak własną. Tworzyli teraz taką małą rodzinę. Pomimo problemów, nie poddali się. Choć nadal było ciężko, bo Violetta naprawdę chciała pogodzić się z Natalią, chciała ją przeprosić, choć tak naprawdę nie miała za co, bo nie zrobiła nic złego. Ale zbyt zależało jej na siostrze, by unieść się honorem. Ale ona nie chciała z nią rozmawiać.
Jednak mimo wszystko była szczęśliwa, bo znalazła osobę, z którą chciała spędzić resztę życia i na której jej zależało. Leon pokazał jej jak wygląda prawdziwe życie i jak czerpać z niego to co najlepsze. Kochała go, jak nikogo innego.

Nauczyła się żyć ze świadomością, że ktoś skrzywdził ją w najgorszy możliwy sposób, w jaki można skrzywdzić kobietę. Ale już nie bała się dotyku mężczyzn. Pokochała jednego całym sercem. On zmienił jej życie. Dzięki niemu żyła w miarę normalnie, mogła z mniejszym obrzydzieniem patrzeć na mężczyzn, była odważniejsza. Przy Marco czuła się bezpieczna i nawet, jeśli w nocy czasami budziła się zlana potem, bo przyśnił jej się jakiś koszmar, to wiedziała, że on jest obok i nic jej się nie stanie. Potrafił wtedy przez pół nocy przytulać ją do siebie i powtarzać jak bardzo ją kocha i jak ważna dla niego jest. Scałowywał łzy z jej twarzy i co rusz odgarniał jej włosy za uszy.
Był sensem jej życia i to tylko dla niego je zmieniła. On pokazał jej, że warto, że nie jest sama, że on jest przy niej i jej pomoże, we wszystkim. Wiedziała, że ją kochał, może jeszcze bardziej niż ona jego, jeśli było to możliwe. Ich miłość była najsilniejsza na świecie.

10 komentarzy:

  1. to straszne, że już kończysz. ta historia była moja ulubioną. tak bardzo chciałam być świadkiem pierwszych pocałunków, oświadczyn, wszystkiego. przecież część z nich, nawet nic o sobie nie wiedziała! szkoda, bo to naprawdę piękna historia, Olu. <3 Cami i proteza, ale ma Broduey' a a on ją kocha. Marcesca, Marco idealny. Violka i Natuśka... szkoda, no szkoda. ale kto wie...? może czas by coś zdziałał? kto wie. Fedmiła, a on się dla niej zmieniła! to miłość, moi mili, miłość <3
    kocham Cię mocno, Olu <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Będę tęsknić. Za tobą, za tą historią... Cieszę się że napisałaś dla nas epilog. Żegnaj Olu.

    OdpowiedzUsuń
  3. przepiękny wiem że może nie było mnie tutaj komentarzami ale sercem byłam zawsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wypowiedziałam się na drugim blogu.
    Tęsknię. ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że to koniec tego opowiadania. Czytałam każdy rozdział choć nie komentowałam. Cieszę się jednak, że zdecydowałaś się napisać epilog, bo gdyby go nie było czułabym straszny niedosyt, a tak mam jakiś zarys ich przyszłości. Będę bardzo tęsknić za tą wspaniałą historią.

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny wpis, zapraszam do mnie, publikuję swoje wiersze :) http://poetomaniak.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz, jakoś przyzwyczaiłam się, do pisania po hiszpańsku...
    Więc, powiem tylko:
    Adios!:)

    OdpowiedzUsuń