- Mam nadzieję,
że wiesz, jaki obowiązek na siebie bierzesz.
Spojrzał uważnie
na mężczyznę siedzącego przed nim. Był to wysoki, chudy
mężczyzna, zawsze w tym samym granatowym garniturze. Teraz jego
świdrujące niebieskie oczy zdawały się przewiercać na wskroś
młodego chłopaka, którego miał naprzeciw siebie.
- Oczywiście, że
wiem, szefie – odparł.
- Bardzo się z
tego cieszę, jednakże – zatrzymał się na chwilę – uprzedzam
cię po raz kolejny, że nie jest to proste zadanie. Znalezienie tego
jedynego obiektu, wartego uwagi, spełniającego wszystkie niezbędne
oczekiwania, jest bardzo trudne, i ty o tym doskonale wiesz.
- Pracuję w pana
firmie już kilka lat, myślałem, że wie pan, na co mnie stać –
zauważył.
- Wiem, na co cię
stać – odrzekł. – Jednak opuszczenie swojego kraju i wyruszenie
w podróż po kilku innych, wymaga odwagi.
- Nie opuszczam
swojego kraju – zaoponował. – Mój kraj to Brazylia, w Wielkiej
Brytanii tylko mieszkam.
- Tak… -
mruknął. – Ale wiesz już, że potrzebna jest znajomość
hiszpańskiego oraz włoskiego? Nie licząc angielskiego, oczywiście.
- Tak, wiem –
potwierdził. – Wspominałem panu kiedyś, że umiem cztery języki.
Oprócz mojego ojczystego, portugalskiego, potrafię też mówić po
włosku, hiszpańsku i angielsku.
- Świetnie… -
zapisał coś w notesie. – Więc chyba mamy wszystko załatwione.
Ponownie spojrzał
na niego tak uważnie, że mężczyzna miał wrażenie, że może
odczytać jego myśli.
- Dokładniejszy
plan twojej podróży podam ci w przyszłym tygodniu – rzekł w
końcu.
Podniósł się z
czarnego fotela. To samo zrobił chłopak. Szef wyciągnął do niego
rękę, a ten ją uścisnął.
- Wierzę w
ciebie, Broduey.
Zrezygnowana
rzuciła komórkę na sofę.
Znowu. Znowu to
samo.
Jak dużo
telefonów można wykonywać do własnej córki? Może komuś troska
rodziców odpowiada, jednak ją już zaczynała przerastać. Poza
tym, gdyby głębiej się nad tym zastanowić, to to co robiła jej
matka wcale nie było troską. Ona po prostu nie mogła pogodzić się
z tym, że jej jedyna córka nigdy nie zostanie lekarzem. Nie miała
wyboru, musiała w końcu to zaakceptować. Problem w tym, że pani
Torres wcale nie była osobą, która łatwo się poddaje. A Camila
to po niej odziedziczyła.
Jej ojciec wcale
nie był lepszy. Kiedy się spotkali, w kółko powtarzał jakie to
dobre uczelnie znajdują się za granicą. Nawijał jak nakręcony o
tym, że ona powinna robić to co on. Oczywiście zapewniał, że
pomógłby jej, gdyby nie mogła sama sobie poradzić. Ale ona po
prostu nie chciała. Tylko tyle.
Rozległ się
dzwonek do drzwi. Podniosła się z miękkiego fotela i ruszyła aby
je otworzyć. Za progiem zobaczyła swojego przyjaciela. Najpierw na
jego twarzy widniał uśmiech, później jednak zmienił się on w
niepokój.
- Co się stało?
– spytał podchodząc bliżej.
Spojrzała na
niego udając zdziwienie i starając się nie myśleć o rozmowie,
która miała miejsce kilkanaście minut temu.
- Dlaczego coś
miałoby się stać? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Nie udawaj.
Widzę, że płakałaś.
Podniosła rękę
i dotknęła nią swojego policzka, na którym poczuła świeże
ślady łez. Nawet nie zauważyła, kiedy się tak rozkleiła.
- Oglądałam
telewizję – skłamała gładko. – Czasami tak mam.
- Tak, poczekaj,
bo ci uwierzę – skwitował.
Zdjął buty,
chwycił Camilę za rękę i pociągnął ją do salonu. Kiedy
usiedli na czarnej sofie, spojrzał na jej zaczerwienioną twarz.
- Powiedz mi, co
się stało – rzekł.
- Ależ nic –
zaprzeczyła. – Naprawdę, nie ma o czym mówić.
- Camila, nie
łżyj, tylko mów – rozkazał.
Założyła ręce
na piersi i odwróciła wzrok w stronę okna.
Czuła na sobie
jego spojrzenie. Zupełnie nie wiedziała, jak on potrafi tak
wszystko z niej wyciągnąć. Czytał z niej niczym z otwartej
księgi. No cóż, byli w końcu przyjaciółmi.
- Rodzice? –
Próbował zgadnąć.
Pokiwała powoli i
niepewnie głową.
- Mama dzwoniła.
Podciągnęła
kolana pod brodę i oparła na nich głowę. I znów nie czuła,
kiedy łzy zebrały się pod jej powiekami i wypłynęły na
zewnątrz.
Poczuła jak jej
przyjaciel obejmuje ją ramieniem.
- Spokojnie –
szepnął. – Nie płacz.
- Znowu mówiła o
jakiejś uczelni – wyznała przez łzy. – Powiedziała, że
ojciec ma znajomości i może załatwić mi miejsce w akademiku. Ale
ja nie chcę, Maxi. Oni tego nie rozumieją. Ja mam już po prostu
dość…
Odgarnął jej
rude włosy na plecy i odwrócił ją w swoją stronę.
- Nie mów tak. –
Dotknął jej twarzy. – Ty wcale nie musisz ich słuchać, Cami.
Jesteś już dorosła.
- Ale to są moi
rodzice. – Pociągnęła nosem. – Maxi, dlaczego to wszystko musi
być takie trudne? Dlaczego oni po prostu nie dadzą mi żyć swoim
życiem? Czemu nie mogą mi dać spokojnie rozwijać swojej pasji?
Nie potrafią jej zaakceptować? Nie są zdolni zrozumieć, że ja
tak bardzo kocham motocross…?
I po tych słowach
Maximiliano był już pewny jednego. Nigdy nikomu nie pozwoli odebrać
rudowłosej motorów. Nie da zabrać jej szczęścia. Nikt nie
skrzywdzi jej, póki on będzie jej przyjacielem.
Jej wzrok wędrował
od drzewa do drzewa, od chmury, od kwiatu do kwiatu, aż w końcu
zatrzymał się na ciemnowłosym chłopaku siedzącym na trawie. Na
jej widok podniósł się ziemi i podszedł do niej.
- Cześć Violu .
– Pocałował ją w policzek i chwycił za rękę.
Uśmiechnęła
się, a on to odwzajemnił.
- Chciałeś mnie
gdzieś zabrać? – spytała.
- A tak –
zgodził się. – Miejsce wprawdzie takie zwykłe, ale mam nadzieję,
że ci się spodoba.
- Na pewno tak –
zaśmiała się.
Włożyła rękę
pod jego ramię i oboje ruszyli w jemu tylko znanym kierunku.
Szli zatłoczonymi
chodnikami Buenos Aires mijając niesamowitą ilość ludzi.
Niektórzy szli parami, niektórzy grupami, a jeszcze inni
spacerowali sami, ewentualnie z psami na smyczy.
- Lorenzo –
zagadnęła – a gdzie dokładnie mnie prowadzisz?
- To będzie
niespodzianka – odpowiedział tajemniczo.
Pokiwała głową
i oparła ją o jego ramię.
On była
tajemnicza, on był tajemniczy – kolejna wspólna cecha. Było ich
mnóstwo, a ona z każdym dniem wynajdywała kolejne, i kolejne. Mimo
to jednak wiedziała, że jej uczucie do chłopaka nie jest już
silne jak na samym początku…
Wszystko w końcu
kiedyś się kończy. Ona jednak nie wiedziała, jak szybko skończy
się związek jej i Lorenza. Była już z nim tak długo. W tym
momencie po prostu nie miała serca go zostawiać. Widziała
przecież, jak na nią patrzy, jak uśmiecha się na jej widok.
Widziała jego chęć do kolejnych spotkań, jak z zapałem planował
to, co będę robić przez najbliższe tygodnie. Chciał jej dać
wszystko, nawet gwiazdkę z nieba.
- Jesteśmy na
miejscu.
Podniosła wzrok.
Przed nią roztaczała się olbrzymia łąka, pełna różnorodnych
krzaków i traw. W niektórych miejscach trawa była tak zielona, że
aż raziła w oczy. Uśmiechnęła się.
Uwielbiała takie
miejsca.
Uwielbiała
przebywać w nich z kimś, kogo kochała.
Bo kochała
Lorenzo. I choć ta miłość malała, i malała, i malała, to nadal
istniała. Violetta wiedziała, że kiedyś może skurczyć do
rozmiarów mikroskopijnych, ale na razie była.
Była, a razem z
nią i ich związek. Związek Lorenzo i Violetty.
Tak oto prezentuje się rozdział siódmy :) Znów trochę przykrótki, ale jakoś nie umiem pisać dłuższych :D
Macie fotografa Brodueya, Camilę i Maxiego oraz Violettę ze swoim chłopakiem. Ich wątek moim zdaniem wyszedł mi najgorzej, ale to nieważne :D
I co jeszcze...?
Tym razem poczekam sobie na 15 komentarzy :) To chyba nie aż tak strasznie dużo? No, mam nadzieję, że nie xD
Aha. Przy okazji chciałam wam polecić spis opowiadań o Violettcie, do którego zgłosiłam oba moje blogi :D Spis został złożony wczoraj, więc dopiero zaczyna się rozkręcać :) Jeśli macie swojego bloga, to zgłoście go :) Czuję, że ten Spis to będzie sukces, dziewczyna, która go założyła jest zmotywowana :D Tutaj macie linka: [KLIK]. Z boku po prawej jest też button, jeśli go klikniecie to przeniesiecie się bezpośrednio do Spisu :D Gorąco polecam :)
Tak. Następny rozdział po przekroczeniu magicznych 15 komentarzy, jak już mówiłam :D O czym sobie w nim przeczytacie? Trochę o Włochach - nie, nie o kraju, tylko o obywatelach. Dokładniej to o tym, jak młody Włoch nie szanujący kobiet może traktować taką, która pochodzi z jego kraju :) I jeszcze trochę o tym, co czuje dziewczyna niekochana przez rodziców, oraz o nauczycielu tańca :D No, mniej więcej :P
Chyba o niczym nie zapomniałam :D
Aha! No pewnie, że zapomniałam :P
Wstawiam wam tutaj zwiastun bloga zrobiony przeze mnie :) Możecie go też obejrzeć w zakładce 'Opis bloga i zwiastuny' :) Dlaczego w liczbie mnogiej? Ponieważ niedługo zostanie tam również wstawiony zwiastun z Doliny Zwiastunów, który zamówiłam zanim sama spróbowałam coś zmajstrować :D
Oto on:
I jak? Piszcie, jak wam się podoba, ocena jest dla mnie bardzo ważna :)
Więc to chyba już wszystko :)
Zapraszam serdecznie na mojego drugiego bloga, gdzie pojawił się już part o Bromili :)
Kocham was bardzo <3333333
Wasza Alexandra :*