Edytce <3,
bo jest takim wspaniałym aniołem, który jest ze mną i w dodatku potrafi
tak niesamowicie pisać.
Bo jej komentarze to coś wspaniałego i za każdym razem
czekam na nie z niecierpliwością.
Bo jest taką cudowną osóbką, która ożywia blogsferę,
bo jej opowiadanie to coś pięknego.
Bo nie wyobrażam sobie bloggera bez niej.
Bo po prostu jest i każdym swoim słowem wywołuje uśmiech
na mojej twarzy, choć może nie jest tego nawet świadoma.
Bo zawsze będzie, do samego końca.
Dziękuję. Kocham cię <3
Nerwowo stukała obcasem o lśniącą posadzkę. W ręce
ściskała cały plik papierów. Co chwila poprawiała włosy lecące
jej na twarz, jednocześnie wychylając głowę za ścianę.
Przygryzała wargę, coraz częściej przenosząc wzrok na wielki
zegar wiszący na ścianie przed nią.
Zaklęła pod nosem, kiedy jego wskazówki przesunęły
się równo na godzinę ósmą.
W tym samym momencie usłyszała dźwięk automatycznych
drzwi widny, a ze środka wysiadła wysoka blondynka.
- Ludmiła. - Natychmiast do niej doskoczyła. - Godzina
spóźnienia. Godzina! Wiesz co to znaczy? Musisz mieć naprawdę
dobrą wymówkę, jeśli nie chcesz, żeby szef cię wylał.
Kobieta poprawiła torebkę spadającą jej na ramię i
wygładziła czarną sukienkę.
- Miałaś mnie kryć - jęknęła.
- Udawało mi się to przez pierwsze trzydzieści pięć
minut, później się zorientował, że kłamię. Powiedziałam, że
nie ma cię w pracy, bo inaczej mnie by wyrzucił, a na to sobie
pozwolić nie mogę. Zresztą, po co ja ci o tym mówię, i tak nie
zrozumiesz. Masz te papiery - Wcisnęła jej kartki do rąk - i się
módl, żeby szef ci uwierzył, że ktoś ważny zaczepił cię na
ulicy.
Blondynka zmarszczyła czoło.
- Kto ważny?
- To już sobie sama musisz wymyślić. Nie mam pojęcia.
Ale teraz leć biegiem, i najlepiej to mu jeszcze kawę zanieś.
Pośpiesz się, do cholery! - krzyknęła.
Kilkoro pracowników odwróciło się w jej stronę.
Zgromiła ich wzrokiem. Nie lubiła, gdy ktoś patrzył się na nią
bez konkretnego celu. A szczególnie już mężczyźni. Wtedy na myśl
przychodziło jej tylko jedno.
- Dzięki - powiedziała cicho Ludmiła.
Poprawiła włosy, chwyciła wygodniej dokumenty i
zdenerwowana ruszyła w stronę gabinetu dyrektora.
Była wdzięczna Francesce, że przynajmniej próbowała
ją kryć. Ale wiedziała, że nie mogła od niej wymagać za dużo.
Czuła dużą sympatię do tej zamkniętej w sobie Włoszki.
Dziewczyna była inna, i to bardzo inna. Nie zachowywała się jak
inni ludzie, ale Ludmile to w niczym nie przeszkadzało. Miała
jednak nadzieję, że kiedyś dowie się, co jest powodem innego
charakteru - a może nie tylko charakteru - Francesci. Musiała
przyznać, że była bardzo ciekawa jej przeszłości. Bo ludzie w
końcu zmieniają się na skutek przykrych wydarzeń z przeszłości,
czy nie? Nie wyobrażała sobie, że jej nowa znajoma była taka od
zawsze. Wiedziała, że to coś tak na nią wpłynęło. Nie
wiedziała jednak co.
Ale obiecała sobie, że w najbliższym czasie się tego
dowie.
Tymczasem jej głowę zaprzątała myśl, jak bardzo
będzie musiała kłamać przed swoim przełożonym. Przecież nie
powie mu, że spóźniła się do pracy, bo poprzedniego wieczoru
upiła się i wylądowała w łóżku z jakimś obcym chłopakiem,
prawda? Co z tego, że miał takie piękne oczy, perfekcyjnie ułożone
włosy i ten uwodzący uśmiech na twarzy? Co z tego, że to była
jedna z najlepszych nocy w jej życiu? Co z tego, skoro przez chwilę
zapomnienia mogła stracić
pracę, o którą tyle walczyła, o którą tak się starała.
Trzymał w ręce małych
rozmiarów kartę. Dowód osobisty. A co dziwniejsze, nie należał
on do niego. Tylko do jakiejś kobiety. Nie było na nim nazwiska
Leon Verdas, ale
jakieś inne, zupełnie mu nieznajome.
Próbował dojść, skąd ten dokument wziął się w
jego kieszeni. Przecież nikogo nie okradł. To nie był dowód
Camili, jego przyjaciółki, która bardzo często zostawiała mu
swoje rzeczy i kompletnie o nich zapominała. Chociaż ostatnio, gdy
zostawiła u niego swoją kartę motorowerową, a później kiedy
jechała motocyklem na tor złapała ją policja, zaczęła się
pilnować. Cóż, widocznie żałowała pieniędzy, które wydała na
mandat.
Violetta Castillo.
Zdjęcie obok jakby znajome, a jednak nic mu nie mówiło.
Chyba nie znał dziewczyny na nim przedstawionej. Chyba.
- Dolores! - zawołał. - Chodź do mnie!
Usłyszał tupot stóp, a po chwili do jego sypialni
wpadła kilkuletnia dziewczynka z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Kochanie, nie wiesz, co to za pani? - Podał jej
kartę.
Dolores wzięła dowód do ręki i przyjrzała się mu,
mrużąc błękitne oczy. Chwilę trwało, zanim w końcu podała
swojemu ojcu odpowiedź.
- To ta pani, której pomagałeś zbierać zakupy -
rzekła.
Leon uderzył się otwartą dłonią w czoło. - No tak.
Rzeczywiście. Dziękuję, córeczko. Wiesz co? Idź się ubierz,
pójdziemy do tej pani. Trzeba jej oddać dokumenty.
- A później zawieziesz mnie do cioci Camili i będę
mogła popatrzeć jak jeździ na motorze? - zapytała z nadzieją w
swoim cieniutkim głosie.
Zaśmiał się.
Jego córka uwielbiała obserwować poczynania jego
przyjaciółki. Patrzyła wtedy z zapałem, jak Ruda wykonuje różne
manewry na tej swojej zabójczej maszynie.
Leon modlił się tylko, żeby Dolores nie poszła
kiedyś w jej ślady. Zresztą, nie pozwoliłby jej na to. Camila
zaczęła jeździć, bo brakowało jej rodziców, bo oni za dużo
przesiadywali w pracy i nie interesowali się nią. Na początku była
to dla niej po prostu jakaś odskocznia od problemów, a później
stała się po hobby, pasją, rzeczą, za którą Cami gotowa była
oddać życie. Dosłownie.
Ale Dolores nigdy nie będzie w takiej sytuacji jak ona.
Jego córka będzie miała ojca, który będzie o nią dbał i się
nią interesował. Może będzie jej brakować matki, ale on będzie
przy niej. Nie dopuści do takiej sytuacji, w jakiej znalazła się
jego przyjaciółka. Ktoś może nie uwierzyłby, że jej rodzice
przez pierwsze półtora roku nie mieli pojęcia, gdzie po lekcjach
chodzi ich córka. Myśleli chyba, że zostaje dłużej w szkole na
zajęcia dodatkowe. Cóż, mylili się.
Nigdy tak naprawdę nie zastanawiał się, jak będzie
wyglądać życie Dolores bez matki. Przecież on jako ojciec nie
będzie mógł z nią porozmawiać o wszystkim. Na pewno nie będzie
miał ochoty plotkować z nią o chłopakach; spławiłby pierwszego,
który by się do niej zbliżył. Ciężko mu będzie prowadzić
dyskusje na temat okresu dojrzewania, no bo to w końcu będzie
nastolatka, prawda? Będzie się krępował rozmawiać z nią o tych
intymnych zbliżeniach, a wiedział, ze to konieczne. W tych czasach
trzeba już uświadomić dziesięcioletnie dziecko. A kto to zrobi,
jak nie jego rodzice? Nauczyciele w szkole na pewno nie. Ewentualnie
jego przyjaciółka; jej na pewno byłoby łatwiej.
- Ciocia Camila ma karę na motor, wiesz? - Poczochrał
jej blond włosy.
Dziewczynka zmarszczyła czoło. - Dlaczego?
Leon westchnął.
„Bo jest tak nieodpowiedzialna, że od razu po
wykładach poszła na tor i pomyliła hamulec z gazem”. No
tak to raczej dziecku nie powie.
- Bo była ostatnio trochę za bardzo zmęczona i źle
się czuła - odpowiedział.
- A już się dobrze czuje?
Niewiarygodne, jak ta mała kruszynka martwiła się o
kogoś innego. W tym małym ciałku znajdowało się wielkie serce,
które chce otoczyć miłością każdego z osobna, choć nie jest to
możliwe. Leon był dumny, że miał tak mądrą córeczkę.
- Tak, wujek Maxi jej pilnuje - rzekł. - Później do
niej pojedziemy, jak będziesz chciała, dobrze?
Mała pokiwała energicznie głową.
- Jedziemy do tej pani? - Jej ojciec potwierdził
skinieniem głowy. - A jak ona ma na imię?
Rzucił okiem na dokument, który trzymał w ręce i
uśmiechnął się.
- Violetta - powiedział. - Ładnie?
- Viola, no. - Dolores ponownie skinęła głową. -
Moja koleżanka ze szkoły ma tak na imię. Dlaczego ty mnie tak nie
nazwałeś?
Tak, a teraz miał jej
powiedzieć, że to jej matka wybierała jej imię. Gdyby to od niego
zależała decyzja, w życiu by jej nie nazwał tak, jak to zrobiła
Ona. Prawdę mówiąc, imię jego córki kojarzyło mu się z taką
jedną, starą ciotką, która już odeszła niestety z tego świata.
Cóż, musiał przyznać, że była zrzędliwą, zgorzkniałą babą,
która we wszystkim wynajdywała problemy. Jej odwiedziny traktował
jak najgorszą karę.
- Bo Dolores jest
ładniejsze, i bardziej do ciebie pasuje - skłamał. - Dobrze, a
teraz biegnij do siebie się ubrać i wychodzimy.
Po chwili już jej nie
było. Leon zaśmiał się.
Miał najcudowniejszą
córkę pod słońcem, to nie podlegało dyskusji. Dolores była
jedyna w swoim rodzaju i nigdy nie zamieniłby jej na inną. Była
jego słońcem w dzień, a jasnym księżycem w nocy i świeciła
mocniej, niż wszystkie gwiazdy razem wzięte.
Kochał ją odkąd ją
zobaczył, odkąd ona spojrzała na niego pierwszy raz swoimi
wielkimi oczami.
Ale teraz musiał się
skupić na czymś innym. Musiał odnieść dowód - który nie
wiadomo jakim sposobem znalazł się w jego kieszeni - do jego
właścicielki. Przecież bez takiego dokumentu nie można
praktycznie nic zrobić, a on, no cóż, znalazł go dopiero po tak
długim czasie.
I tak spędzała
kolejną godzinę siedząc bezczynnie przed telewizorem. W
rozciągniętym, szarym dresie, tłustymi włosami, przykryta jakimś
starym, drapiącym kocem i z kubkiem gorącej czekolady w ręce. Nie
przejmowała się swoim stanem i tym jak wygląda, bo przecież nie
miała dla kogo doprowadzić się do porządku. Ten tydzień miała
wolny od pracy - supermarket w którym pracowała przechodził jakiś
większy remont.
Oczywiście, jej
siostra nawrzeszczała na nią już nie raz, nie dwa. Narzekała, że
ona wszystko musi zrobić sama, że Natalia nawet głupiego prania
nie może rozwiesić. Myślała też, że ich stosunki po ostatniej
sytuacji z piekarnikiem się jakoś poprawiły, ale niestety myliła
się. Cóż, Naty nawet nie przyszło to na myśl. Ta sprawa to był
nagły przypływ jakiejś... troski?, która zaraz zniknęła.
Zresztą, przecież nie mogła zostać na dłużej. To była w końcu
Naty.
A teraz Violetta
spędziła jakieś trzy godziny w łazience, ubrała się, oznajmiła,
że wychodzi z Lorenzo i opuściła ich dom. Natalia nie mogła
zrozumieć, jak ona ciągle może się spotykać z tym lovelasem.
Niby mówiła, jak go bardzo kocha, jak on kocha ją, jak idealną
parę tworzą, i że ich związek jest tak cudowny i zgrany, jakich
mało.
Ale ona nie pojmowała
dlaczego ona się nim tak zachwyca. Urodą nie grzeszył, zbyt
inteligentny również nie był. Bogaty nie był, pieniędzy nie
miał... Aż dziw, że Violetta wybrała sobie kogoś takiego. W
końcu ona zawsze musiała mieć wszystko najlepsze. Cóż, podobno
miłość nie wybiera.
Mimo wszystko, chciała
mieć takie szczęście jak jej siostra. Chciała znaleźć kogoś,
kto ją naprawdę pokocha, pomimo tego, że nie jest taka jak inne
dziewczyny w jej wieku. Ona woli samotność, ciszę i spokój. Nie
lubi dużych imprez, zabaw, głośnej, dudniącej muzyki. Marzy jej
się, by mieć przy sobie kogoś, kto do niej podejdzie, przytuli jej
i powie jak bardzo ją kocha, jak bardzo mu na niej zależy.
Tak naprawdę nie
wiedziała czym jest miłość. Nigdy nie czuła, żeby dostawała ją
od swoich rodziców. Miała wrażenie, że za każdym razem, kiedy z
nimi rozmawiała, bił od nich taki chłód, takie zimno... Starała
się unikać kontaktów z nimi na wszelkie sposoby. Jeśli nie było
to konieczne, nie zbliżała się do nich.
Ale największy ból
sprawiły jej słowa matki. „Jesteś jednym wielkim
błędem. Nie powinnaś się urodzić.” Nie
wiedziała, dlaczego tak powiedziała. Jednak ta kobieta nie miała
świadomości, jak bardzo wtedy zniszczyła wnętrze swojej córki.
Słowa czasami ranią
jeszcze bardziej niż czyny. Ból psychiczny jest gorszy od
fizycznego. Wierzyła w to od samego początku. Jednak może kiedyś
ktoś zahamuje to wewnętrzne cierpienie i da jej to, na co
zasłużyła...?
Usłyszała dzwonek do
drzwi. Z niechęcią podniosła się z wygodnej kanapy i stanęła na
chwiejnych nogach. Naciągnęła rękawy bluzy na dłonie i poprawiła
nieświeże włosy, po czym ruszyła w stronę wiatrołapu.
- Już, idę, idę -
zawołała, kiedy pukanie powtórzyło się.
Westchnęła lekko,
patrząc na swoje odbicie w lustrze. Cóż, nie wyglądała za
ciekawie.
Otworzyła drzwi.
Za progiem stał
wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Za jego nogami ukrywała się
mała, kilkuletnia dziewczynka.
Naty zawsze chciała
mieć młodsze rodzeństwo, kogoś, kim będzie mogła się zajmować
i dbać o niego. Niestety, zamiast tego, los podarował jej starszą
siostrę, która niczym nie dorastała do pięt takim małym,
niewinnym dzieciom.
On uśmiechnął się.
- Dzień dobry, nie
wiem, czy dobrze trafiłem - powiedział. - Czy tutaj mieszka
Violetta Castillo?
Na początku przeszło
jej przez myśl, że to jakiś jej wielbiciel. Ale przecież miał
dziecko. A Violka przecież jest z tym swoim Lorezno.
- Tak, to moja siostra.
- Założyła ręce na piersi. - Co się stało?
Mężczyzna wyciągnął
z kieszeni jakąś kartę.
- Parę dni temu
spotkałem się z nią na ulicy, moja córka na nią wpadła. -
Wskazał na dziewczynkę. - Jakimś sposobem jej dowód wylądował u
mnie, dopiero dzisiaj go znalazłem. Chciałem go oddać.
Wzięła go od niego i
przyjrzała się mu.
- Mhm, to dowód
Violetty - potwierdziła. - Dziękuję. Przekazać jej coś? Albo
nie. Wie pan co? Niech pan zostawi jakiś kontakt do siebie. Moja
siostra na pewno będzie chciała panu podziękować.
Zaśmiał się. -
Oczywiście. Ma pani jakąś kartkę, coś do pisania?
Jej wzrok padł na
notes i długopis leżący na szafce. Cóż, za zrządzenie losu.
Podała je mu.
Śledziła z uwagą jak
zapisuje ciąg cyfr na papierze. Podrapała się po głowie.
- Proszę bardzo. -
Oddał jej zeszyt. - Aha, i proszę do mnie nie mówić na pan.
Jestem Leon. - Wyciągnął do niej rękę.
Natalia uśmiechnęła
się mimowolnie. Uśmiech był lekki. Ale był.
- Natalia. - Uścisnęła
jego dłoń. - A ona - Skinęła na dziewczynkę - jak ma na imię?
Leon odwzajemnił
uśmiech. - Dolores.
Dziewczyna pokiwała
głową.
- Bardzo ładnie -
rzekła. - Zawsze mi się podobało. Dobrze, czy to już wszystko? -
spytała.
- Tak, tak. - Skinął
głową. - Do widzenia.
Naty ponownie się
uśmiechnęła. - Do widzenia, i jeszcze raz dziękuję.
Odszedł.
Zamknęła drzwi.
Położyła notes i dowód na komodzie i wróciła do pokoju.
Położyła się z
powrotem na sofie. Zamknęła oczy, chcąc zapomnieć o szarej
rzeczywistości i udać się na wycieczkę do krainy snów, gdzie
wszystko jest możliwe.
I gdzie każdy coś
znaczy.
To jakiś rekord. Pisałam ten rozdział przez godzinę, może niecałą. Cóż, pewnie dlatego jest taki beznadziejny ;) Edytka, przepraszam, że dedykuję ci coś takiego, ale no musiałam, bo zasługujesz <3
Tutaj, w tym miejscu chciałabym wam podziękować, za 100 obserwatorów na moim blogu z One Partami. Chciałam to zrobić jak najszybciej, a nie wiem kiedy pojawi się ostatnia część parta tam, dlatego piszę to tutaj :) Dziękuję, jesteście wspaniali <3
Aha, z boku jest ankieta, chciałabym, żebyście zagłosowali :)
Kochani moi, już niedługo wakacje, czy tylko ja się tak cieszę? Ale kurde... szkoda. Wiem, dziwna jestem, szkoda mi, że wakacje :) Ale nie będę mogła się spotykać ze znajomymi, nie? :(
No dobra, przynajmniej się wyśpię :D
Już jutro na Juntosie <<KLIK>> pojawi się mój part o Marcesce, serdecznie wszystkich zapraszam :) Mam nadzieję, że przeczytacie :)
Kocham was <33
17 KOMENTARZY - ROZDZIAŁ 16