Pchnął wielkie, szklane drzwi i przekroczył próg.
Nie wiedział jak ma się zachować. Był tutaj drugi raz w życiu,
tym razem prywatnie. Bez żadnych dokumentów i papierów dotyczących
szkoły. W sumie nie wiedział, po co w ogóle tutaj przyszedł. Nie
znał kobiety, która jakiś czas temu zemdlała na jego oczach, nie
znał jej imienia, nazwiska, nie wiedział, jaką funkcję tutaj
sprawuje, więc nie miał pojęcia jak o nią spytać. Może
wystarczy opisać ją jako kobietę, która straciła przytomność?
Nie wierzył, że ta wieść nie rozniosła się po firmie, dlatego
na pewno każdy będzie wiedział o co chodzi. Cóż, przynajmniej
taką miał nadzieję.
- Przepraszam - zaczepił średniego wzrostu blondynkę
idącą korytarzem. W rękach trzymała stos kartek. - Szukam takiej
jednej kobiety... niska, czarnowłosa... nie wie pani?
Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale po chwili uśmiechnęła
się. - Wie pan, w naszej firmie pracuje dużo niskich, czarnowłosych
kobiet. Może pan jakoś dokładniej?
Podrapał się po głowie, jednak odwzajemnił uśmiech.
- Hmm dokładniej? Całkiem niedawno straciła
przytomność na korytarzu, akurat przy tym byłem.
- Ach tak, mówi pan o Francesce? Jest u siebie w
gabinecie. Pójdzie pan prosto, to ostatnie drzwi po lewej.
Podziękował uprzejmie po czym oddalił się we
wskazanym kierunku. Stanął przed dużymi, drewnianymi drzwiami.
Spojrzał na tabliczkę z imieniem, nazwiskiem i pełnioną funkcją,
po czym zapukał mocno. Kiedy z głębi dobiegło go głośne
„proszę”, nacisnął klamkę.
Przy dużym, drewnianym biurku siedziała drobna
kobieta. Wokół niej walało się pełno papierów i innych tego
typu rzeczy. Wstała.
- W czym mogę pomóc? - spytała uprzejmie.
Uśmiechnął się niepewnie. - Dzień dobry, jestem
Marco Tavelli. Chyba mnie pani nie kojarzy... Straciła pani
przytomność zaraz po tym jak panią zaczepiłem.
Pokiwała powoli głową. - I co w związku z tym?
Jej głos był chłodny i wyprany z emocji. Cóż, nie
lubiła wspominać żadnych z takich rzeczy, tym bardziej z obcymi
ludźmi. Przecież to była wyłącznie jej sprawa, prawda?
On nie spodziewał się, że może być taka niemiła.
Wydawała się być przyjemną dziewczyną. Ale podobno pozory mylą.
- Czułem się tylko w obowiązku spytać jak się pani
czuje. W końcu to wszystko stało się na moich oczach. Chciałem
się upewnić, czy nie z mojej winy - wytłumaczył. - Ale skoro
wszystko jest w porządku... Przepraszam, że zabrałem pani czas i
przerwałem pracę. Do widzenia.
Odwrócił się i już miał odejść, kiedy zatrzymał
go jej głos.
- Niech pan poczeka. - Spojrzał na nią. - Proszę mi
wybaczyć, po prostu nie lubię rozmawiać o takich sytuacjach. Wie
pan, moje zdrowie pozostawia wiele do życzenia, to nie pana wina.
- Miewa pani jakieś ataki? - Upewnił się.
Potwierdziła powolnym skinieniem głowy.
- Coś koło tego. Ale już się przyzwyczaiłam, jeśli
można to tak nazwać. Ja jestem Francesca. - Spodziewał się, że
wyciągnie do niego rękę, pomylił się jednak. - Bardzo dziękuję
za fatygę. Nic mi się nie stało. - Posłała mu delikatny, jakby
wymuszony uśmiech.
Odwzajemnił go. Pożegnał się z kobietą, po czym
wyszedł z gabinetu.
Przekręciła klucz w zamku i odetchnęła z ulgą.
Usiadła na krześle i otarła pot z czoła.
Nie znosiła przebywania w towarzystwie mężczyzn.
Nienawidziła wychodzić na miasto, bo tam na każdym kroku spotykała
przedstawicieli płci przeciwnej. Życie jednak jest brutalne i
trzeba przełamywać swoje najgorsze słabości.
I ona też musiała. Mimo, że było jej tak cholernie
ciężko.
Biegła zdenerwowana przed siebie. Potykała się o
własne nogi. Z brązowych oczu płynęły gorzkie łzy. Próbowała
je powstrzymać, ale jej wysiłki szły na nic. Ocierała krople
wierzchem dłoni i próbowała nie przewrócić się gdzieś na
środku chodnika w otoczeniu innych ludzi.
- Excuse me, excuse me - zaczepiła
jakiegoś mężczyznę idącego przed siebie. - Excuse me.
Nie miała ochoty łamać sobie języka na tym cholernym
francuskim, zresztą i tak nie pojmowała nic z tego, co usłyszała
przez te kilka dni.
Ciemnoskóry chłopak odwrócił się w jej stronę.
Uśmiechnął się, spoważniał jednak kiedy zobaczył w jakim jest
stanie. - What happened? - Zrobił krok w jej stronę.
Otarła łzy z policzków i pokręciła przecząco
głową. - Nothing, nothnig, but... nothing. - Przerwała na
moment. - Do you know where is... ehm... Boże, jak to było...
- Jesteś Argentynką? - przerwał jej.
Odetchnęła głęboko i poprawiła torbę spadającą
jej z ramienia. - A ty Argentyńczykiem?
- Nie - zaprzeczył. - Ale umiem hiszpański. Co się
stało?
Ponownie zaprzeczyła ruchem głowy przetarła twarz
rękawem.
- Nic, naprawdę. Lotnisko, lotnisko... Wiesz może,
gdzie jest lotnisko?
- Po drugiej stronie miasta - odpowiedział. - Na pewno
wszystko w porządku? Pomóc ci jakoś? Może cię gdzieś podwieźć?
- Nie trzeba, poradzę sobie. Dziękuję za pomoc.
Ścisnęła w dłoni rączkę walizki, pożegnała się
i szybkim krokiem ruszyła w stronę najbliższego przystanku
autobusowego. Bilet na samolot zamówiła już pół godziny
wcześniej.
Nie chciała dłużej przebywać w tym kraju. Nie z
nimi.
Nie sądziła, że będą zdolni do czegoś takiego.
Chore ambicje całkiem przesłoniły im świat i teraz zachowywali
się, jakby byli... chorzy psychicznie, dosłownie. Nie potrafili
zrozumieć swojej córki. Niby chcieli dla niej dobrze, powtarzali,
że jeszcze kiedyś im za to podziękuje, ale ona naprawdę miała
tego dość.
Miała wielką ochotę zerwać wszelkie kontakty i
więcej się z nimi nie zobaczyć, ale wiedziała, że wtedy
zostałaby z niczym. Materialistka, ktoś by powiedział - i ona w
głębi duszy się z tym zgadzała. Cóż, zależało jej na
pieniądzach, bo za dobre słowo przecież chleba nie kupi. Ona nie
miała za wiele czasu; studia, wykłady, motocross - to wszystko
zajmowało jej całe dnie. Całkiem niedawno jeszcze dorabiała sobie
wieczorami w jakichś barach i knajpach, zrezygnowała jednak, kiedy
Leon i Maxi prawie spuścili łomot jednemu z klientów, bo ich
zdaniem "patrzył jej się w dekolt, dotykał ją tam, gdzie
zdecydowanie nie powinien i przystawiał się do niej". Kiedy
powiedziała im, że nie mogą tak reagować, bo to w końcu klient
baru, a ona wiedziała na co się pisze podejmując pracę tutaj,
uznali, że ich przyjaciółka nie będzie pracować w otoczeniu
pijanych facetów, którzy myślą tylko o jednym i mogą ją
wykorzystać, po czym kazali jej rzucić pracę wcześniej obiecując
jej, że pomogą jej znaleźć coś innego, a jeśli to się nie uda,
sami będą jej pomagali finansowo. Camila wiedziała, że to nie
była propozycja, ale rozkaz i chcąc nie chcąc musiała
zrezygnować. Sama zresztą miała już dość tych śmierdzących
kolesi, którzy czasami na za dużo sobie pozwalali. Musiała
przyznać, że odetchnęła z ulgą kiedy ostatni raz wychodziła z
pomieszczenia dla pracowników ze świadomością, że już nie
będzie musiała tam wracać.
Cóż, pracy nie znalazła do tej pory. Za każdym razem
odrzucała pomoc swoich przyjaciół, bo nie chciała, aby płacili
za jej utrzymanie. Motocross trochę ją kosztował; co jakiś czas
musiała kupować nowy kombinezon, bo przy takiej ostrej jeździe
nieraz zdarzały się kolizje. Sam motocykl również sporo od niej
wyciągał, bo przecież to ona musiała płacić za różne naprawy
i inne tego typu rzeczy. Camila już nawet nie wspomina okresu, kiedy
jeździła na starym, wypożyczonym motorze, bo jej własny uległ
poważnemu wypadkowi - do tej pory nie wie z jakiego powodu jakiś
młody i niedoświadczony chłopak wsiadł bez pozwolenia na jej
maszynę - a ona nie miała pieniędzy aby kupić nowy. Oszczędzała
wtedy na wszystkim, odmawiała sobie wielu przyjemności, aby po
dwóch miesiącach kupić sobie nowy pojazd, który niczym nie równał
się z tym starym gruchotem nie potrafiącym wyciągnąć przyzwoitej
prędkości. Z ulgą wsiadła na najlepszy motocykl w jej "karierze"
i ponownie stała się najszybszym zawodnikiem na torze. Uwielbiała
to.
Uwielbiała wszystko co było związane z motocrossem.
Uwielbiała tą adrenalinę, krew buzującą w jej żyłach i
uczucie, że teraz może wszystko. Czuła się wspaniale, kiedy przez
kilka - a nawet kilkanaście - sekund szybowała na swojej maszynie w
powietrzu, wykonując coraz to bardziej rozmaite akrobacje, od
których Maxi i Leon dostawali palpitacji serca.
Ale co ona mogła poradzić? Kochała to i nie mogła z
tego zrezygnować. Musiała mieć pieniądze. A gdyby zerwała
kontakt ze swoimi rodzicami... straciłaby wszystko, bo bez środków
finansowych nie dałaby rady dalej ciągnąć tego wszystkiego.
Chcąc nie chcąc musiała tolerować ich skandaliczne
zachowanie, znosić wszystkie przykrości - przecież nieraz
powtarzali, że jest najgorszą osobą z ich rodziny, bo interesują
ją tylko motory - starać się ignorować kolejne próby przekonania
jej do zostania lekarzem i inne tego typu rzeczy.
Ale teraz już miała dość. Wiedziała, że prędzej
czy później do nich wróci, że zapomni. Ale w tym momencie? Nie
miała ochoty ich więcej widzieć, i najbardziej cieszyłaby się,
gdyby znikli z powierzchni ziemi.
Wystukała numer, który zapisany był na kartce.
Przyłożyła telefon do ucha, wsłuchała się w sygnał w
słuchawce. Po kilku sekundach usłyszała męski głos.
- Tak, słucham?
Odchrząknęła lekko. - Dzień dobry panu. Z tej strony
Violetta Castillo.
Przez moment nie usłyszała nic oprócz ciężkiego
oddechu swojego rozmówcy.
- Jakoś pani nie kojarzę - odezwał się w końcu. -
Może coś więcej?
- Pana córeczka wpadła na mnie na ulicy, całkiem
niedawno.
- Ah, już wiem. Violetta Castillo - powtórzył. - To
pani dowód znalazłem u siebie w kieszeni, tak? Do tej pory nie
wiem, jakim sposobem...
Zaśmiała się i poprawiła włosy lecące jej na
twarz.
- Niech się pan nie martwi, jestem roztrzepana. Akurat
trzymałam go w ręce, wie pan, policja chodzi ostatnio po Buenos
Aires, wtedy mnie zatrzymali. Sam pan rozumie. - Oczami wyobraźni
widziała jak kiwa twierdząco głową. - Cóż, chciałam panu
podziękować. Wątpię, żebym bez dowodu jakoś sobie poradziła.
- Ma pani rację. - Teraz to on się zaśmiał.
- Chciałabym panu podziękować - rzekła. - Należy
się to panu. Miałby pan może ochotę się spotkać? Przez telefon
nie za bardzo wypada. Możemy wybrać się do jakiejś kawiarni, co
pan na to?
Przez chwilę nie odpowiedział, jakby się zastanawiał.
Po sekundzie jednak ponownie usłyszała jego głos.
- Cóż, to dobry pomysł. Kiedy ma pani czas?
- Dzisiaj wieczorem panu pasuje? Akurat nie idę do
pracy - zaproponowała.
Mężczyzna zgodził się z nią, zamienili jeszcze
między sobą kilka słów, po czym rozłączyli się, a w słuchawce
zabrzmiał denerwujący dźwięk zakończonej rozmowy.
Rzuciła telefon na łóżko, westchnęła ciężko i
podłożyła sobie poduszkę pod głowę.
Jakiś czas zbierała się w sobie, aby w końcu
zadzwonić do tego mężczyzny. Cóż, była z lekka wstydliwą
osobą, dlatego musiało minąć trochę czasu, aby wreszcie
przełamała się w sobie. Poza tym, ten chłopak wyglądał na
miłego, pomógł jej...
Problem tkwił również w jednej rzeczy. A właściwie
osobie. Natalia znowu gdzieś zniknęła, oczywiście nie wzięła
kluczy ani telefonu, więc Violetta musiała zostać w mieszkaniu.
Nie była wredna, kochała swoją siostrę, ale ona często ją
denerwowała. A miarka się przebrała, kiedy brunetka weszła do
łazienki i zobaczyła całą podłogę zalaną wodą, z rzuconymi
gdzieś z boku ręcznikami. No tak. Jej siostra brała prysznic.
Straciła cierpliwość, chwyciła swoją komórkę i
nawet nie myśląc nad tym, co robi, wybrała numer mężczyzny,
który zwrócił jej dowód. Nie zastanawiała się kiedy złożyła
mu propozycję spotkania. Była zdenerwowana na Natalię, a skutkiem
tego było to, że za kilka godzin miała się spotkać z nieznajomym
mężczyzną.
Z siostrą dogadywała się coraz gorzej. Nie potrafiły
znaleźć wspólnego języka, a te chwile, które spędzały razem, i
które były naprawdę... przyjemne, zdarzały się naprawdę rzadko;
prawie wcale. Violetta musiała przyznać, że tak cholernie mocno
kochała swoją siostrę, mimo wszystko... w końcu to była jej
jedyna rodzina, znały się od dziecka i nigdy nie rozstawały się
na dłuższy czas. Nie wiedziała, dlaczego ta dziewczyna jest dla
niej tak oschła, ale obiecała sobie, że kiedyś znajdzie odpowiedź
na to pytanie.
Przypadkowe spotkanie z chłopakiem wpłynęło na nią
jakoś tak... dziwnie. Jego córka była wspaniałą dziewczynką,
trochę wstydliwą, tak samo jak ona. Nie wydawało jej się, żeby
odziedziczyła to po ojcu. Leon - takie miał na imię, według jej
siostry - nie wyglądał na nieśmiałego chłopaka, co to, to nie.
Ale ona nie mogła wmawiać sobie rzeczy niemożliwych,
bo przecież miała chłopaka, była z Lorenzo już od dawna. Tego
mężczyznę o włoskich korzeniach kochała, bardzo go
kochała i przecież nie
mogła tak po prostu go zostawić, nie po tym, co razem przeżyli.
Zresztą... jakie "zostawić"? Zachowywała się jak jakaś
nienormalna - spotkała jakiegoś chłopaka na ulicy, a w jej głowie
już rodzą się nie wiadomo jakie scenariusze, to przecież niemądre.
Odwróciła się na
drugi bok, nie przewidziała jednak, że łóżko nie jest takie
szerokie jak jej się wydaje, bo spadła z hukiem na podłogę.
Jęknęła cicho i rozmasowała obolałe ramię. Skierowała wzrok
pod drewnianą ramę swojego posłania. Od razu dostrzegła tam kilka
rzeczy, których szukała już od jakiegoś czasu, ale spełzło to na
niczym. Sięgnęła ręką do czegoś odbijającego światło
wpadające pod łóżko od drugiej strony, a po chwili trzymała w
ręce duże zdjęcie w rozmiarze A4.
Fotografia
przedstawiała ją i Natalię. Mogły mieć mniej więcej po...
siedem, dziesięć lat? Siedziały na drewnianej ławce i obejmowały
się; wyglądały naprawdę jak siostry. Na twarzy Violetty widniał
szeroki, szczery uśmiech. Czarnowłosa dziewczynka również się
uśmiechała, ale już nie tak bardzo jak ta obok niej. Nie pokazała
swoich białych ząbków - kąciki jej ust unosiły się lekko ku
górze, ale z oczu wyraźnie można było odczytać ból i
cierpienie, jak czuła każdego dnia. Nawet wtedy, gdy była
dzieckiem.
Podniosła się z
podłogi i szybkim krokiem wyszła z pokoju trzaskając drzwiami,
bowiem w tym momencie dotarło do niej, że przecież nie bez powodu
jej siostra zachowuje się tak, jak się zachowuje. Przecież to
równie dobrze mogła być jej wina. Bo nie znała nikogo innego, kto
mógłby tak zmienić jej ukochaną Natalkę.
To chyba jakiś rekord, dłużej na rodział nie
mogliście czekać. Ale jak już tłumaczyłam, nie mam za wiele
czasu i przy komputerze siedzę rzadko, bo wakacje, rodzina, trochę
roboty, zawsze jest coś przeciw mnie. Mam tylko nadzieję, że nie
będziecie na mnie źli i przeczytacie to z chęcią ;)
Moi kochani, nie wiem kiedy pojawi się kolejny
rozdział (niemniej, mały szantażyk będzie, ale to pod notką) ani
druga część parta na drugim blogu. Jednak właśnie na tym z One
Partami może w niedługim czasie pojawić się pewna miniaturka,
która od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie, muszę ten pomysł
tylko spisać w Wordzie :D Ale na to też brakuje mi czasu, mam
nadzieję, że znajdę go choć trochę.
Wiecie co? Zapomniałam, ale 14 lipca minęło pół
roku bloga. Dziękuję wam za wszystko, ale statystyki wypiszę 14
sierpnia, tak jakby na siedem miesięcy bloga, żeby nie było :P
Ah, no i muszę wspomnieć o Gira mi cancion. Ta nowa
płyta jest cudowna, kto się ze mną zgadza? A ja oczywiście kocham
Aprendi a decir adios, no bo to śpiewa Lodo/Fran <333 Ale ogólnie
wszystkie piosenki są wspaniałe, a ten album to najlepszy taki z
Violetty ;))
Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie, zapraszam do
komentowania.
A zaległości na waszych blogach nadrobię w
najbliższym czasie, jak tylko znajdę wolny wieczór czy coś w tym
stylu ;))
Kocham was <333
18 KOMENTARZY - ROZDZIAŁ 18
Haha, pierwsza ;)
OdpowiedzUsuńWiem jestem żałosna bo to nie są żadne wyścigi xD Lecę czytać takie cudeńko !
I bum ! Jest kolejny rozdział mojego ukochanego opowiadanie. Jestem taaaka happy ;)
UsuńOlu, nie przepraszaj nas. Nie masz za co. My i tak Cię kochamy i będziemy to opowiadanko czytać. A wracając do tematu-
17 rozdział. Hmm... co tutaj się działo !
Pierwsze spotkanie Marcesci. Fran chłodna i wyniosła a Marco jak zwykle kochany. Nie dziwię się Fran. Biedactwo, tyle przeszła ;(
Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i Fran pozwoli Marci się pokochać.
Aj, aj Camilla to taka nasza Zosia-samosia ;)
Broduey chciał jej pomóc a ona co ! Ale i tak. Wreszcie się spotkali. Mówiłam, że to będzie w Paryżu <3
Boże, jak ja jej zazdroszczę takich wspaniałych przyjaciół. Maxi i Leoś. Zawsze na posterunku, gotowi skopać tyłek każdemu kto skrzywdzi ich Cami. No po prostu mega słodkie ;*
I na koniec rozmyślania w stylu Violki. Nie powiem, było ciekawie. A ona i Leon idą na randkę ;D I pewnie Lorenzo ich zobaczy i z nią zerwie, ha ! Jestem wróżką ;)
Biedna Naty. Tak mi jej żal. Maxi noo, leć do niej. Postaw ją na nogi ^^
I tak kończę ten beznadziejnie krótki komentarz. Ale powtórzę raz jeszcze-
Olu ty masz tak wielki talent, że to po prostu, zazdrość mnie bierze ! Oddaj trochę, co? Piszesz fenomenalnie, genialnie i w ogóle. A ten part co napisałaś razem z Martą na JSM? Cudowny. Seri. Nic dodać nic ująć.
Jesteś osobą tak świetną, obdarzoną takim ogromnym talentem, że to aż dech zapiera, kochanie <3333
kocham,
Wiki
PS. Nowa płyta jest cudna, a ja osobiście zakochałam się w " Queen of dance floor" i "Ser quien soy". I oczywiście-
piosenka Fede i to cudo Rugg'a ;)
Oo, Queen of the dance floor też jest jedną z lepszych, ona jest cudowna <3333
UsuńBardzo dziękuję za komentarz, kocham cię <3333
Rozdział cudowny. Mam nadzieję, że Fran uda się pokonać strach i pozna lepiej Marco. Powiem Ci szczerze, że strasznie czekam na rozmowę Lu i Fran. Współczuję Cami, ze ma takich rodziców, ale ma rację za dobre słowo chleba nie kupi, bardzo bym chciała by oni zrozumieli Cami i ją wspierali. Viola i Leon umówieni w końcu. Chciałbym, żeby miedzy Violą, a Naty wszystko się ułożyło. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńMoje miejsce ! ♥
OdpowiedzUsuńCzekam! <3
UsuńJestem wreszcie ! :D
UsuńPoczekałaś sobie... Nie ma co ;p
Tak czy inaczej Olu chciałabym powiedzieć, że strasznie mi się podobał ten rozdział ^^
Taka tam Marcesca... Taka tam Leonetta :D
Serio :D
Nie mogłam się doczekać aż wreszcie dodasz ten rozdział - pamiętasz moje wybryki? ^^
Serio, po prostu ten blog stał się takim miejscem, które ostatnimi czasy dodawało mi skrzydeł.
Jakoś tak... Tu wracała do mnie wena, przychodziły nowe pomysły.
Serio :D
I dziękuję Ci za to, bo bez Ciebie nie potrafiabym robić tego co robię.
I to jest piękne słonko, że stałaś się dla mnie tak ważną osóbką ♥
Dziękuję za ten rozdział i czekam na kolejne :*
Buziaki <3 .
Oczywiście, że pamiętam twoje wariacje, jak mogę zapomnieć? XD
UsuńCieszę się, że w pewnym sensie ci pomogłam ;))
Dziękuję za komentarz, kocham cię <3333
Cudowny !
OdpowiedzUsuńCzekałam i się doczekałam :) Cami zła na rodziców. Czekam na tą akcję z nią Maxim i Leonem hehe :* Proszę, proszę kto tu mi w koncu cos o Leonettcie napisał ;) Umówili się na spotkanie ja już chcę ciąg dalszy ! Piosenki z płyty boskie mi tam najbardziej podoba się „Amor en el aire” ale to już wiesz ;* Boże już zlecił cały miesiąc wakacji ;( Czekam na kolejny rozdział ;***
Kocham Cię <333
Dziękuję Wero, kocham cię <3333
UsuńMmmmm boskie !
OdpowiedzUsuńCo my tu mamy ?
Franuśke i Marco ja szczerze mówiąc to teraz tak jakoś jestem za Diecescą ...
No bo od początku nie lubiłam Marcesci to takie strasznie naciągnięte było i przesłodzone ...
A Diecesca ani trochę taka nie jest :D
Ale wracając mam nadzieje , że Marco zmieni naszą Fran i zacznie lubić wychodzić ^^
Cami i Broadway ...
Ich pierwsze spotkanie no no nawet nawet ... XD
Choć nie kocham tej pary ...
Boże mi to się tylko Naxi podoba O.o
Nie no teraz też Diecesca , ale nie aż tak XD
Ale dobra co tam na końcu...
Viola ma się spotkać z Leośkiem ^^
Uuuuu ciekawe co będzie dalej ...
Mam nadzieje , że relacje między Violettą i Naty się poprawią :)
A jeśli chodzi o Gira mi cancion to także kocham Aprendi a decir adios *_*
Przypadła mi także do gustu Queen the dance floor jest taka rytmiczna XD
No i nie wiem czemu ,ale też wpadła mi w ucho Underneath it all
Strasznie podoba mi się jej przesłanie i co ważniejsze sens ...
No cóż czekam na next <3!
Underneath it all nie podoba mi się tak bardzo jak Supercreativa, sama nie wiem dlaczego XD
UsuńDziękuję za komentarz <3
Od czego mogłabym zacząć?
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie powinnaś się przejmować nieco dłuższa nieobecnością.
Osobiście, niedawno dodałam rozdział, na którzy trzeba było czekać zapewne ponad dwa tygodnie.
Aczkolwiek teraz nie o mnie, prawda?
Kochanie, piszesz naprawdę niesamowicie.
A co my tutaj mamy?
Camilka i Broadway - nie przepadam za tym połączeniem, ale tu mi się podoba.
Biedna Natalka. :c
Kurde, ja chcę już Naxi. Dawaj, no! ♥
Dziękuję <333
UsuńHej, Olu ♥
OdpowiedzUsuńZawitałam do Ciebie z komentarzem, stosunkowo wcześnie po dodaniu, więc nie powiem - jestem dumna ;D Choć raz, tyle wygrać, hyhy. Rozdział siedemnasty ♥ No, ja nie muszę już mówić, że cudowny i piękny, jak zawsze. Przecież Ty to wiesz. Z każdą napisaną przez Ciebie rzeczą, utwierdzam się w stwierdzeniu, że "Trening czyni mistrza"? Chyba tak. Wiesz, po prostu, z każdą publikacją jesteś coraz lepsza. A nie wiem jak to możliwe, bo już i tak jesteś na wysokim poziomie. Magia! ;D Tak przyjemnie się czyta, patrzy - jak się rozwijasz, widać, że to lubisz, kochasz? A wiesz co jeszcze jest cudowne? To, że mimo braku czasu, strasz się pisać, wciąż. Nie chcesz Nas zawieść. Dziękuje Ci za to :) Przechodząc do wydarzeń...
Na pierwszy ogień idzie Marco z Francescą. Chciał się z Nią spotkać, czy rzeczywiście tylko ze względu na pytanie o jej samopoczucie, czuł się odpowiedzialny? A może go zauroczyła, zainteresowała? Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, jak będzie w tym wypadku? Na początku była niemiła, ale cóż, czy ktoś lubi mówić o takich rzeczach? Poza tym, kobieta wciąż się boi - bez przerwy, każdego spojrzenia, dotyku... unika go. Może to jemu uda się coś zdziałać? Pożyjemy, zobaczymy ;>
Co dalej? Camila... Ucieka, chce wrócić do domu? Wydaje mi się, że na wyjeździe stało się coś złego. Moja Edytkowa intuicja podpowiada, że... Chcieli zostać we Francji na stałe, razem z Nią? Jakoś tak... pewnie nie mam racji, ale musiałam to z siebie wyrzucić ;D Jeśli tak, to współczuję jej. Jedna z najgorszych rzeczy to niezrozumienie, brak akceptacji, a zwłaszcza, gdy pochodzi od bliskich. Czy osobą, która jej pomogła jest może Broduey? ;> Jeśli tak, to mam nadzieję na dalsze interakcje...
I na koniec, Violetta. Umówiła się na spotkanie z Verdasem, aw! Coś się tu kroi, oj, kroi. Ale dobrze, bo czemu nie? ;> Troszkę mi tylko zawadza ten Lorenzo, hmmm. A co do Natalii: Myślę, że Violetta powinna z Nią szczerze pogadać, tak od serca. Przecież widzi, że coś się dzieje. I to nie dobrego ;/
Dobrze, to by było na tyle. Może nie za długo, ale z serca, wiesz? :) Podziwiam Cię, kochana ;* I czekam na kolejny, naprawdę - czekam,
Edyta ♥
PS: Gratuluję pół rocznicy! Troszkę spóźnione, ale jednak ;* Obyś z Nami została jak najdłużej, okej?
Haha, postaram się zostać jak najdłużej ;))
UsuńDziękuję, kocham cię <333
Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję XD
UsuńSuper rozdział ;**
OdpowiedzUsuńCzekam na next <333
Dziękuję ;)
UsuńŚwietne opowiadanie :) Ja też nie dawno zaczęłam pisać, i jestem taka jakby amatorką ale staram się rozwijać się w pisaniu opowiadań, gdyż na prawdę bardzo to lubię :) Będzie mi ogromnie miło jeśli zajrzycie na mojego bloga, doradzicie i w ogóle ;) A oto link do mojego bloga -> http://violettaniewystarczytylkoistniec.blogspot.co.uk/
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńSuper!
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńŚwieeeeeeeeeeeetny rozdział ;*******
OdpowiedzUsuńGracias :*
UsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńHaha ja dalej wyczekuję Naxi xD
Cami i Brodi (HAHA) lubię ich. Jakoś pasuje mi to połączenie, gdyż mało jest spotykane w ff.
Oby Camilę wreszcie ci rodzice zrozumieli. No trochę wyrozumiałości moi drodzy xD
Liczę na ciąg dalszy, bo piszesz na prawdę genialnie.
Jak będziesz mogła wpaść będzie mi miło :)
http://violletta-fanfiction.blogspot.com/
Dziekuje, postaram się zajrzeć ;))
UsuńI znowu, genialnie. Czekam na 18.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Fendi
Dziękuję ;)
UsuńCUDO <3
OdpowiedzUsuńGracias ;)
UsuńTo znowu ja ^^ Twój blog został nominowany do Liebster Awards! Szczegóły na moim blogu - przeciwlegle-bieguny.blogspot.com w zakładce " Liebster Blog Award! " :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńŚwietny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :))
UsuńTen rozdział jest boski ;**
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
Rozdział jak zwykle genialny ;**
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3